Nasz Czytelnik, właściciel Kii e-Niro oraz Kii EV6, podzielił się z nami niewesołą informacją. Ukradziono mu Kię EV6. Musiało to być trywialnie proste, bo z samochodu zginęły drobne elementy wyposażenia, część zniszczono, a większość najbardziej wartościowych elementów została nietknięta. Śledczy byli tak dociekliwi, że uznali, że tablice rejestracyjne zostały skradzione, chociaż… leżały w bagażniku. Nasz Czytelnik jest w miarę spokojny, miał AC i GAP, ale teraz myśli raczej o zakupie Tesli z jej zabezpieczeniem PIN-to-drive.
Masz Kię? Pilnuj jej, bo ukradną. Nie tylko w Warszawie
Zabezpieczenia obecnych generacji Kii i Hyundaiów są legendarnie słabe. Samochody kradzione są na gameboya, sporadycznie tylko udaje się je odzyskać. Nasz Czytelnik zdradził nam, że o ile przy Kii e-Niro zdecydował się na dodatkową blokadę (CanLocka), o tyle przy Kii EV6 uznał, że skoro „nikt nie chce elektryków” – tak się powszechnie mówi w internecie – to jego samochodu też nikt nie ukradnie. No i się przeliczył.
Jego auto wieczorem stało na jednym z osiedli we Wrocławiu, rano było już kilkanaście kilometrów dalej, na Psim Polu, zresztą w rzucającym się w oczy miejscu masowo odwiedzanym przez spacerowiczów. Dowiedział się od tym od policjantów, którzy odwiedzili go rano w domu.
Złodzieje prawdopodobnie uruchomili samochód [na gameboya], bo odnaleziono go w takim ustawieniu, że raczej nie dałoby się go zrzucić tam z lawety. Ukradli trochę elektroniki czyniąc gigantyczne szkody: rozpruli skrzynkę bezpieczników pod maską, wycięli moduły spod deski rozdzielczej, pocięli instalację i kurtynę pasażera, nie ruszyli niczego innego, w tym Juice Boostera [uniwersalnego EVSE – red.], lusterek, reflektorów, nie mówiąc o baterii.
W Warszawie Kie EV6 kradnie się ponoć dla elementów nadwozia, bo jest na nie popyt wynikający z przypadków kolizji.
Początkowo sądził, że naprawa nie będzie droga, bo szkody wyglądały na niewielkie. Po fakcie okazało się, że uszkodzonych jest mnóstwo wiązek przewodów i obie kurtyny. Na wszystko trzeba będzie zaczekać, to nie są elementy normalnie zamawiane i przechowywane w ASO. Tymczasem umowa leasingowa pozostaje w mocy, płacić za samochód trzeba.
Policja o niczym go nie informuje, uznała wręcz, że tablice rejestracyjne zostały skradzione, chociaż te leżały w bagażniku. Nasz Czytelnik nie wie nawet, czy śledczy zabezpieczyli monitoring – sam nie zdołał go zdobyć. Najlepszy żart usłyszał ze strony ubezpieczyciela, koszt naprawy uszkodzeń oszacowano na 3 000 złotych brutto. Na szczęście nie przejął się tematem, wybrał bezpośrednie rozliczenie między ASO i firmą ubezpieczeniową.
Gorzej, że technik od elektryków jest jeden i zajmie się samochodem dopiero po długim weekendzie. A niby to sieć serwisowa Tesli jest kiepska…
Co dalej? Nie wie. Coraz bardziej przekonuje się do Tesli. Jeśli okaże się, że jego Kia EV6 ma szkodę całkowitą (koszt naprawy wynoszący 60 procent wartości pojazdu lub większy), mocno rozważa Teslę Model Y RWD lub Teslę Model 3 Performance. Jego żona nieco narzeka, że za dużo mocy, ale Tesla z ustawionym PIN-em nie pojechałaby nigdzie.
Aktualizacja 2024/04/30, godz. 6.37: dopisaliśmy wzmiankę o miejscu postoju samochodu, żeby nie przyczyniać się do dalszych spekulacji.