Oto trzecia i prawdopodobnie ostatnia część przygód naszego Czytelnika, który zdecydował się na zakup Tesli Model 3 w Niemczech. Przypomnijmy: kupował jako osoba fizyczna, nie korzystał z żadnego pośrednictwa i… już ma samochód. Jednak poprzednią część zakończyliśmy w autokarze.
Poniższy opis pochodzi od Czytelnika, z drobną redakcją www.elektrowoz.pl. Dla wygody lektury nie stosujemy kursywy.
Kupno nowej Tesli Model 3 w Niemczech
Spis treści
- Kupno nowej Tesli Model 3 w Niemczech
- Rejestracja i wydanie, czyli absurd goni absurd
- Wchodzimy i… jest! Pierwsza w rzędzie!
- Przesyłka dotarła, ale jej nie ma
- 800 metrów od granicy Berlina. Grr, jesteśmy pod złym adresem!
- Dzień drugi. Czy dziś się uda?
- Ksero poświadczenia notarialnego nie zadziałało
- Rany boskie, to się dzieje naprawdę! Mam tablice i… samochód!
Rejestracja i wydanie, czyli absurd goni absurd
O godzinie szóstej wysiadłem obolały z autokaru na berlińskim centralnym dworcu autobusowym. Wraz ze znajomym, który dobrowolnie zgodził się na towarzyszenie w wyprawie. Ponieważ centrum dostaw w miejscowości Falkensee według Google czynne jest od 7.00, ale Tesla zapewne zaczyna pracę później, prawdopodobnie nie ma sensu jechać tam aż tak wcześnie.
Tym bardziej, że godzina wydania samochodu została wyznaczona na południe, podobnie jak graniczna godzina dostarczenia przesyłki z dokumentami rejestracyjnymi.
Dla zabicia czasu pojeździliśmy kolejką S-Bahn, zjedliśmy śniadanie na dworcu głównym. Na tymże dworcu wsiedliśmy do pociągu podmiejskiego, który zawiózł nas na przystanek Seegefeld pod Berlinem, dokładnie 800 metrów poza granicą administracyjną pomiędzy Berlinem a Brandenburgią. Czy niespełna kilometr to może być dużo? Okazuje się, że tak. I to bardzo.
Ale po kolei.
Wchodzimy i… jest! Pierwsza w rzędzie!
Na miejscu pojawiliśmy się przed godziną 10:00, strażnik na bramie wypytał po co przyszliśmy. Zadzwonił do Tesli, aby odebrał nas pracownik. Pracownik przyszedł dość szybko. Zapowiedział, że nie wolno robić zdjęć, nie wolno oddalać się z kącika, do którego nas zaprowadzi. Na miejscu zaproponował kawę, wodę.
Na zewnątrz hali stado aut, wewnątrz te do wydania w danym dniu. Czyściutkie, świeżo myte. Pierwszy w rządku stoi ten, dokładnie ten. VIN się zgadza. Pakujemy się do środka.

Masowe odbiory Tesli Model 3. Zdjęcie ilustracyjne, niepochodzące z sytuacji opisywanej w tekście, ale obrazujące sytuację
Przychodzi inny pracownik i pyta, dlaczego siedzimy wewnątrz auta. Odpowiadam, że chyba mogę, bo jest mój. Co prawda jeszcze nie wydany, ale… Skoro aplikacja jest z nim połączona i można sobie zatrąbić, otwierać bagażniki, błyskać światłami, to dlaczego nie?
Dla bezpieczeństwa jednak powinniśmy być w kąciku przeznaczonym dla nabywców: na hali jest ruch, jeżdżą wózki widłowe, coś może spaść na głowę. Skoro przesyłka jeszcze nie dotarła (cały czas na stronie UPS widać, że w doręczeniu), to może bez sensu czekać?
Osoba, która nas odbierała z bramy zaproponowała, że zawiezie nas do centrum handlowego Spandau Arkaden, można tam coś zjeść i przeczekać. Gdy przesyłka dotrze, to da znać i odbierze nas.
Pojechaliśmy.
Przesyłka dotarła, ale jej nie ma
Po dwunastej sprawdzam stronę UPS – przesyłka dostarczona, telefon nie dzwoni. Czekamy jeszcze trochę i sami udajemy się na dworzec (dobrze jest mieć bilety całodzienne, 7,70 EUR).
Pracownicy Tesli zdziwieni, że się pojawiliśmy – przecież przesyłki jeszcze nie ma! Pokazuję więc na stronie, że przesyłka została dostarczona o 11:25. Odbierał niejaki „LUKASZ”. Problem w tym, że nikt nie kojarzy żadnego LUKASZ. Pewnie trochę skoczyło im ciśnienie, mnie skoczyło na pewno.
Człowiek od Tesli zniknął, wrócił po paru minutach i stwierdził, że przesyłki nie ma. Konsylium teslowców uradziło, że pod adresem „Chemitzer Strasse 22, Falkensee” znajduje się kilka hal, więc może przesyłka czeka gdzieś w innej? Po jakimś czasie okazało się, że – ufff! – istotnie tak było. Dokumenty teraz wystarczy wziąć ze sobą (wcześniej podpisując oświadczenie, że je się zabiera), iść do miejsca rejestracji i cieszyć się tablicami. Godzina zrobiła się późna, więc zapewne w ten sam dzień odbiór tablic nie będzie możliwy.
Było już dość ciemno, gdy docieramy do upatrzonej lokalizacji, centrali Kfz Zulassungsdienst. Tam przemiła pani zaczęła wypełniać wniosek. Należało przedstawić brief, homologację i paszport/dowód tożsamości. Wypełnionym wnioskiem miał dalej zająć się szef tej pani.
Wtem pada pytanie: „A gdzie samochód znajduje się w tej chwili?” Odpowiedź: „Falkensee.”
800 metrów od granicy Berlina. Grr, jesteśmy pod złym adresem!
Czyli nie Berlin, tylko 800 metrów poza jego granicą. Nie mogę rejestrować w Berlinie, tylko w siedzibie powiatu, do którego należy Falkensee. To jest skromne 70 km od centrum Berlina. Dostaliśmy adres, biuro czynne następnego dnia pomiędzy 8.00 a 12.00… Nerwy w strzępach, nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni.
Zaczynam się zastanawiać, czy nie powinienem się wycofać. Jest już blisko, ale ciągle daleko!
Na uspokojenie w pobliskiej włoskiej knajpce – pomidorowa, pizza i piwo. Nie pomaga. Może da się uzyskać pomoc od Tesli? W drodze do dworca głównego zahaczamy o czynny jeszcze salon w centrum handlowym Mall of Berlin, Leipziger Platz 12. Chłopak będący na miejscu po wysłuchaniu historii stwierdził, że on nic nie może i jest mu w sumie przykro.
Ale napisał do opiekuna dostaw i do osoby od sprzedaży, któryś z nich powinien się ze mną skontaktować następnego dnia około 9:00.
Jedziemy w ciemno do miejscowości Rathenow, w pociągu rezerwacja hotelu. Recepcja czynna do 21:00, pociąg, o ile się nie spóźni, na stację dojedzie o 20:54. Na szczęście hotel tylko 150 metrów od dworca.
Wieczorny obchód miasteczka, aby z grubsza wiedzieć, dokąd iść.
Dzień drugi. Czy dziś się uda?
Następnego dnia po śniadaniu pędem do urzędu. Kątem oka zauważam, że po przeciwnej stronie ulicy znajduje się kontener z punktem tłoczenia tablic (Kfz Zulassungsdienst). Bingo. Wpadamy, sympatyczna pani przegląda dokumenty, wypisuje wniosek mając na wzór ten berliński w dnia poprzedniego. Pobiera opłatę za wytworzenie tablic i ubezpieczenie.
Językiem ręcznym miganym daje nam do wiadomości, że należy iść do urzędu, pobrać numerek i powinno być dobrze.
W urzędzie pani (już mniej sympatyczna) przegląda dokumenty i komunikuje, że obcokrajowiec nie może samodzielnie starać się o rejestrację. Potrzebny niemiecki pełnomocnik.
No niech to … … …!
Dostajemy dokument o pełnomocnictwie, wracamy do kontenerka. Pani czyta, pobiera opłatę za pełnomocnictwo, wyciąga kserokopię (!) dowodu osobistego właściciela tego punktu rejestracji oraz kserokopię (!!) poświadczenia notarialnego, że ksero dowodu osobistego jest zgodne z oryginałem.
Ksero poświadczenia notarialnego nie zadziałało
Jesteśmy trochę zdziwieni, ale wracamy do urzędu.
Tam inna urzędniczka patrzy się na nas jak na kosmitów i kategorycznie stwierdza, że musi być oryginał i osoba musi stawić się osobiście (co w sumie ma sens i jest raczej oczywiste).
Kolejna wizyta u pani w kontenerze, mówię, że żądają oryginału dowodu i że dana osoba powinna się pojawić osobiście. Problem jest taki, że właściciel znajduje się w tym dniu na drugim końcu Niemiec. Po rozmowie telefonicznej z właścicielem, w panią wstępuje energia, wyprasza oczekujących na wytłoczenie tablic, zamyka kontener i udaje się z nami do urzędu.
Przedstawia swój dowód, wypisuje oświadczenie pełnomocnictwa, ja je podpisuję. Dostaję informację, że jest już dobrze. „Od tej pani dostaniesz karteczkę i przyjdziesz z nią do mnie”.
Dokumenty trafiają do specjalnej maszyny, na karteczce pojawia się rząd liter i cyfr. Z kartką udaję się po raz kolejny do kontenera, pani bierze czystą tablicę, dobiera literki, prasuje. Tablica trafia do maszyny, która oblepia litery na tablicy. Z gotowymi tablicami udaję się do kasy urzędu, płacę za hologram, dostaję komplet dokumentów.
Rany boskie, to się dzieje naprawdę! Mam tablice i… samochód!
Uśmiechnięty wracam do kontenera, dziękuję bardzo i zaznaczam, że jeszcze wrócę za 5 minut. Wręczam czekoladki Merci za wyrobione tablice, a Raffaello za poświęcony mi czas.
Pędem do pociągu, bo o 14:00 umówiłem się na wydanie auta. Przed bramą stawiliśmy się o czasie, ale jak zwykle trzeba było swoje odstać aż pojawi się pracownik, który odbiera osoby z bramy.
Wydanie polegało na tym, że wręczyłem tablice, obsługa zniknęła, zapewne trwało sprawdzenie dokumentów. Po dłuższym czekaniu nastąpił montaż tablic, podpisałem oświadczenie odbioru pojazdu. Pracownik jeszcze raz poinstruował, jak należy obchodzić się z samochodem. Za bramę wyjechałem około 16:00. A tutaj już ładuję się w trasie, na Niebieskim Szlaku:
Do załatwienia pozostały: akcyza (mimo, że nie podlega, to należy wypełnić wniosek), podatek w Polsce, odzyskanie podatku niemieckiego, korekta podatku polskiego, ubezpieczenie, rejestracja.
Czy chcielibyście poczytać również o tym?