W konfiguratorze Tesli Model S Long Range producent zdecydował się na obniżenie zasięgu samochodu. Z 412 mil / 663 kilometrów producent zszedł do 405 mil / 652 kilometrów. Zmiana jest niewielka, ale to już kolejny ruch w dół w gamie modelowej kalifornijskiego producenta.
Wytniemy, zrezygnujemy, obniżymy
W ostatnich tygodniach Tesla wyrzuciła z konfiguratora Model S Plaid+, co do którego spodziewaliśmy się, że będzie posiadał baterię strukturalną z ogniwami 4680. Elon Musk argumentował, że nikt nie potrzebuje tak wysokich zasięgów i że Model S Plaid (bez „+”) będzie wystarczająco dobry.
Mniej więcej w tym samym czasie okazało się, że z fotela pasażera w Teslach Model Y zniknęła regulacja podparcia lędźwiowego, bo z niej też „niemal nikt nie korzystał”. Teraz obniżono zasięg Tesli Model S Long Range z 412 mil / 663 kilometrów do 405 mil / 652 kilometrów. Zmiana zaszła zarówno w amerykańskim, jak też w polskim konfiguratorze. Jest jeszcze jedna niezbyt subtelna korekta: cena Tesli Model S Plaid urosła z 529 990 do 569 990 złotych – ale zasięg tej ostatniej na razie został po staremu na 628 kilometrach przeliczonych z 390 mil.
To chyba pierwszy raz w historii, gdy Tesla publikuje jakieś dane dotyczące zasięgu, a następnie je obniża. Dotychczas producent był dumny z tego, że zasięg aut jest regularnie zwiększany, choć ostatnio użytkownicy coraz częściej żalili się, że jest to zasięg na papierze, bo realny jest o co najmniej kilkanaście procent niższy. Tymi wzrostami chwalono się nawet w raporcie kwartalnym.
Najprostszym sposobem na zwiększenie zasięgu elektryka jest zwiększenie pojemności baterii. Jeśli Tesla obniżyła współczynnik oporu powietrza Modelu S i mimo tego musiała obniżyć prognozowane wcześniej zasięgi, to można zaryzykować twierdzenie, że pojemność baterii w Modelach S po faceliftingu zwiększyła się w bardzo niewielkim stopniu, o maksymalnie parę procent, lub pozostała na starym poziomie. Nową jakość w tej kwestii obiecywał dopiero wariant Plaid+, którego nie będzie.
