Na portalu „TVP Tygodnik” felietonista Łukasz Warzecha opublikował opinię o Tesli i jej produktach. Nie chcę być adwokatem i obrońcą Elona Muska, mam jednak wrażenie, że argumenty Pana Warzechy mają na celu zdyskredytowanie samochodów elektrycznych bez zaoferowania czegokolwiek realnego w zamian. Bazują w dodatku na przesądach, niewiedzy lub nonsensach. Dlaczego? Zobaczcie.
Cytaty z felietonu Pana Warzechy zaznaczone są kursywą.
Samochody Tesli to zabawki dla znudzonych kalifornijskich bogaczy
Już tytuł ustawia cały tekst. Znudzeni bogacze kojarzą nam się ze śpiącymi na pieniądzach ludźmi, których najpoważniejszym życiowym problemem jest to, czy na urodziny kupić dziecku tygrysa, czy może całe zoo. W końcu kupują tygrysa (bo całe zoo ciężko się przewozi), a przy okazji też Teslę Model X i elektryczny rower.
Innymi słowy: tytuł ma wywołać w Czytelniku niechęć do Tesli, Elona Muska, znudzonych bogaczy i samochodów elektrycznych.
Auta Elona Muska są stale podłączone do internetu. A to oznacza, że bez przerwy śledzi je Wielki Brat.
Zgodnie z rozporządzeniem Komisji Europejskiej, które właśnie weszło w życie, każdy nowy (homologowany) samochód musi być wyposażony w system łączności eCall. Ma on służyć do powiadamiania służb o wypadku, ale jako że znajduje się w nim moduł transmisji danych, może posłużyć praktycznie do wszystkiego. Choćby do śledzenia auta. Ba, spora część samochodów ma takie systemy od dawna. Na przykład General Motors otwarcie przyznał się, że zdalnie monitoruje Bolty z użyciem systemu OnStar.
Innymi słowy: sporo samochodów śledzi Wielki Brat. Nie mówiąc już o tym, że inny Wielki Brat śledzi dziś każdy samochód za sprawą smartfona siedzącego w kieszeni jego kierowcy. 🙂
Nie doczytałem, to się wypowiem
Ilekroć pojawia się temat przyszłości motoryzacji, mowa jest o samochodach elektrycznych (EV), a zwłaszcza o konkretnym ich typie, a więc tych ładowanych z sieci (BEV – Battery Electric Vehicle).
Pan Warzecha nie rozumie terminu, który ma przed oczyma. BEV to samochód (a w zasadzie: pojazd) na baterie. Wcale nie musi być ładowany z sieci, do czego zmierza choćby projekt Sion. Jeśli mówimy o samochodzie ładowanym z sieci, to właściwym akronimem jest PEV. Owszem, współczesne samochody na baterie, bez silników spalinowych należą do kategorii pojazdów ładowanych z sieci. Ale do tej kategorii należą też choćby hybrydy plug-in, czyli na przykład Mitsubishi Outlander PHEV.
Przyznaję, jest z tymi terminami zamieszanie, dlatego staram się z nich nie korzystać.
Technologia aut ładowanych z sieci jest najmniej praktyczna, bo wiążą się z nią ograniczenie zasięgu oraz – co nawet ważniejsze – czas ładowania wielokrotnie dłuższy niż czas tankowania tradycyjnego samochodu.
Ładowanie z sieci wpływa na ograniczenie zasięgu – aha? Czyżby chodziło o to, że kabel przedłużacza ma tylko 100 metrów, więc sięgnie do najbliższej Biedronki i na tym koniec? Oczywiście Panu Warzesze chodziło o pojemność baterii, tyle że cały felieton zaczął się od Tesli, która osiąga 350-550 kilometrów na jednym ładowaniu. Gdzież więc w tym zdaniu logika?
> Ile na jednym ładowaniu przejeżdżają samochody elektryczne dostępne w Polsce? [WYKRES]
Czas ładowania: tutaj zgoda. Baterie ładują się za długo.
„Samochody hybrydowe i zasilane wodorem są lepsze” – gdzie ja to już słyszałem?…
Poza nią są jeszcze dwie inne technologie: samochody hybrydowe, już teraz relatywnie popularne, oraz samochody zasilane ogniwami wodorowymi (FCEV – Fuel Cell Electric Vehicle), w przypadku których prąd jest wytwarzany na pokładzie pojazdu poprzez reakcję chemiczną. Obie pozbawione są wad BEV.
Tak, to prawda, obie pozbawione są problemu polegającego na długim czasie ładowania. Dorzucają natomiast całkiem pokaźny worek innych wad:
- samochody hybrydowe są w na benzynę (rzadko: na olej napędowy); w Polsce pochodzi ona z rosyjskiej ropy naftowej,
- hybrydy są bardziej podatne na dachowanie niż auta elektryczne ze względu na wyżej położony środek ciężkości (bezpieczeństwo),
- w Polsce nie ma dziś ani jednego zakładu produkującego wodór nadający się do zasilania samochodów FCEV (ciekawe statystyki: NORWEGIA. 37,3 procent samochodów zeroemisyjnych w marcu, w tym 4 (sztuki) na wodór )
- wytworzenie wodoru wymaga takiej ilości energii, jaka w samochodzie elektrycznym pozwoli na przejechanie 1,5-2 razy większego dystansu (wiedział Pan o tym? :),
- wybudowanie jednej stacji tankowania wodoru to koszt odpowiadający obsadzeniu województwa szybkimi ładowarkami.
Tę listę można ciągnąć i ciągnąć. Nie chciałbym tego jednak robić, żeby nie uznał mnie Pan za przeciwnika hybryd czy aut na wodór. Nie jestem nim. Podpatruję po prostu największych i staram się uczyć na ich błędach (Volkswagen całkowicie zrezygnował z produkcji samochodów wodorowych).
Z punktu widzenia użytkownika branża motoryzacyjna, a zwłaszcza rządy, rozdające subsydia, postawiły więc na najmniej praktyczne rozwiązanie.
Pan Warzecha się tak wypowiedział, to tak właśnie jest. Głupie te rządy rozdające subsydia, bo wystarczyło zapytać… zaraz… ale Kalifornia, Norwegia czy Niemcy dotują samochody zeroemisyjne, w tym również zasilane wodorem. Które to więc rządy postawiły na to najmniej praktyczne rozwiązanie? „Rządy polskie?” Przecież Ustawa o elektromobilności objęła również samochody zasilane wodorem.
A teraz już poważniej: identyczną narrację widzieliśmy już w liście Cezarego Kaźmierczaka oraz w raporcie ZDG Tor. Jak to możliwe? Różni autorzy i dokładnie te same argumenty, podawane nawet w podobnej kolejności?
Sedno sprawy: nasza gospodarka lubi Niemcy i Japonię
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Naszym zdaniem wypowiedzi Pana Warzechy mają drugie dno, o którym jednak nie może on mówić, gdy publikuje na łamach witryny należącej do Telewizji Polskiej. Otóż Japończycy i Niemcy to nasi najwięksi przyjaciele, ponieważ japońskie i niemieckie koncerny zainwestowały w Polsce gigantyczne pieniądze w fabryki, które wytwarzają podzespoły do samochodów.
(Nawiasem: chwała Bogu, że to zrobiły, bo dzięki nim powstało kilkaset tysięcy miejsc pracy!)
Jak na tym tle wygląda Tesla? Tesla to amerykański producent, który wydał w Polsce grosze na uruchomienie stacji ładowania. Żadnego salonu, żadnego warsztatu, żadnej fabryki. Na samochodach elektrycznych skorzystają więc Amerykanie (głównie Tesla) oraz Chińczycy. ING nie od dziś ostrzega, że na elektrycznej rewolucji najwięcej straci właśnie Europa. A jak straci Europa (czytaj: Niemcy), to straci też Polska.
Czy powinniśmy się tym martwić? Tak, zdecydowanie! Niech to zmartwienie przejdzie jednak w czyn. Wykorzystajmy ten trend, bo zostało nam jeszcze dobre 20-30 lat.
Ile jest warta jest Tesla
Kapitalizacja firmy Muska to dzisiaj nieco ponad 50 miliardów dolarów, co w żaden sposób nie odzwierciedla namacalnej wartości firmy, rozumianej jako wartość majątku, realne zdolności produkcyjne, zamówienia itd.
Trudno skwitować taką wypowiedź inaczej niż wzruszeniem ramion. Zgodnie z oficjalnym komunikatem, ponad 450 tysięcy ludzi zapisało się na Tesla Model 3. Każda z nich jest skłonna wydać co najmniej 35 tysięcy dolarów na tanie auto elektryczne Elona Muska. Policzmy zatem: 35 000 * 455 000 = 15 925 000 000. Z samych tylko zamówień na Model 3 mamy niemal 1/3 powyższej wartości, która nie odzwierciedla namacalnej wartości firmy.
To jednak nie koniec. Do wyceny Tesli możemy spokojnie dorzucić jedną z najbardziej zaawansowanych na świecie technologii wytwarzania ogniw elektrycznych, układy elektryczne z kosmicznymi stopami (tej technologii nie ma nikt inny na świecie), rozpiętą po całym globie sieć stacji szybkiego ładowania, która jest szybsza niż to, oferuje jakakolwiek konkurencja, jazdę autonomiczną w samochodzie za mniej niż 50 tysięcy dolarów… wyliczać dalej?
Żebyśmy dobrze się rozumieli: nie sympatyzuję z giełdą, akcjami, wycenami, bo giełdą rządzi chciwość i strach. To nie moja bajka. Ale z Teslą jest dokładnie tak samo, jak z Pana felietonem: Tesla nie jest warta tyle, ile ton śrubek zgromadziła. Pana felieton z kolei nie jest wart tyle, ile znalazło się w nim policzalnych sztuk literek. Sam Pan przecież wie, że Pana felieton jest wart więcej (mam nadzieję…), bo stoi przed nim nazwisko „Warzecha”, a nie „Bigo” czy inny „Brzęczyszczykiewicz”.
Produkcja Tesli to dziś ułamek produkcji wielkich koncernów motoryzacyjnych; zresztą firma notorycznie nie wypełnia celów ogłaszanych przez jej właściciela.
To absolutna prawda, tyle że – sam Pan to pewnie przyzna – argument jest zupełnie nonsensowny. Równie dobrze można by się obrażać na 7-letniego Andrzeja Gołotę, że ciągle nie wygrywa w ringu. Samochód elektryczny składa się z kilku-kilkunastu tysięcy części (spalinowy: z kilkudziesięciu tysięcy). Te wszystkie części trzeba zamówić, przetestować, złożyć do kupy, przetestować, stworzyć roboty, które będą je składać, przetestować i tak dalej, i tak dalej.
Teslowa rewolucja zaczęła się zaledwie 10 lat temu. Za 100 lat w książkach historycznych będziemy czytać „już 10 lat później Model 3 stał się najchętniej kupowanym samochodem elektrycznym w Stanach Zjednoczonych”. Ale to „już”, gdy dzieje się na naszych oczach, trwa bardzo wolno. Właśnie ze względu na logistyczną złożoność przedsięwzięcia.
To moda? A może chodzi o Chiny?
(…) takimi historiami Musk może nakłonić rządy kolejnych krajów, opętane modą na elektromobilność, do wyłożenia tak dużych publicznych pieniędzy, że jego pomysły zyskają w ten pozarynkowy sposób przewagę nad innymi.
Obaj dobrze wiemy, że samochody elektryczne są po prostu czystsze, czyli bardziej przyjazne dla nas i dla naszych dzieci. Obaj domyślamy się też zapewne, że Musk mógł być przyczynkiem do elektromobilnej rewolucji w Chinach, jednak chodzi tutaj o coś znacznie poważniejszego: po raz pierwszy w historii motoryzacji Chiny mają szansę wyprzedzić Europę, Japonię, Stany Zjednoczone.
Chiny po prostu wszystko sobie porządnie skalkulowały. Proszę zresztą uważnie przejrzeć wypowiedzi Volkswagena z 2017 roku. Kpinom z Tesli i Muska nie było końca. Gdy jednak Chiny oficjalnie ogłosiły kurs na elektromobilność, narracja koncernu zmieniła się diametralnie w przeciągu paru miesięcy.
> VOLKSWAGEN: Nasza platforma MEB zatrzyma Teslę. EKSPERT: Bójcie się Chin, a nie Tesli
Wróćmy teraz do naszego pięknego kraju. Bardzo chciałbym wiedzieć, jakie to „duże publiczne pieniądze” wykłada polski rząd na elektromobilność? Czy mógłbym prosić o ich wskazanie? Chętnie przekażę tę dobrą nowinę Czytelnikom www.elektrowoz.pl, którzy jak kania dżdżu wypatrują jakichkolwiek dopłat do elektryków. Niech wiedzą, jak hojny jest dla nich nasz rząd. 🙂
Zdaniem niemal wszystkich realnie patrzących ekspertów, Tesla jest gigantycznie przeszacowana, a to oznacza, że jest swego rodzaju bańką giełdową. Pozostaje pytanie, w którym momencie i co spowoduje jej pęknięcie. Pytanie, czy to się stanie, można uznać za retoryczne.
Czym różni się „bańka giełdowa” od „swego rodzaju bańki giełdowej”?
Pańskie powyższe słowa wpisują się w narrację, którą od lat uprawia General Motors, szczególnie ustami Boba Lutza. Dla przeciwników Tesli jest on jednym z guru. Lutz to twardo stąpający po ziemi człowiek, w przeszłości należał, zdaje się, do marines. Gdy jednak poczyta Pan książki czy felietony Lutza, zauważy Pan, że w swojej wizji świata wykorzystuje tylko te fakty, które mu pasują – a pozostałe omija. Nie martwi się też o fakty, jeśli nie do końca pasują do tego, co chciałby osiągnąć.
> Bob Lutz: TESLA? Ludzie będą mówić „Jaka szkoda, że ZBANKRUTOWAŁA”
Gdy więc czytam Pana wnioski, to czuję się jak w momencie wystrzelenia Tesli w Kosmos: miłośnicy i wielbiciele General Motors pokazywali sobie wtedy zdjęcia księżycowego łazika szepcząc „Nieprawda, to nasz samochód był pierwszy w Kosmosie!” Czuję zakłopotanie. Chciałoby się powiedzieć „Nie – i dobrze o tym wiecie”, tylko że nie o to chodzi. Nie chodzi o połajanki. Chodzi o to, że na naszych oczach odbywa się największy przełom w historii motoryzacji od dobrych kilkudziesięciu lat!
„Zarobki Muska? Eksperci oceniają negatywnie”
W styczniu ujawniono porozumienie zarządu firmy z inwestorami, które przewiduje, że jeśli wartość (kapitalizacja) Tesli osiągnie w ciągu dziesięciu lat oszałamiające 650 miliardów dolarów, przychód sięgnie 175 miliardów dolarów, a dochód – 14 miliardów, Musk otrzyma wynagrodzenie w wysokości 55,8 miliarda dolarów. Opinie ekspertów na temat tej umowy były i są jednoznacznie negatywne.
„Ujawniono” brzmi jak z Jamesa Bonda. Tymczasem ten plan wynagrodzeń został skonstruowany przez Muska i jego brata, a następnie poddany głosowaniu. Dodajmy, że wynagrodzenie jest w akcjach, więc jeśli wartość (wycena) firmy spadnie, to Musk z dnia na dzień stanie się biedakiem. To chyba uczciwe podejście?
A już opowieść o opiniach ekspertów na temat umowy… co to w ogóle za kuriozalna konstrukcja? Błagam, nie zaglądajmy sobie do portfeli. Biznes nie polega na tym, żeby inny miał gorzej – tylko na tym, żeby wszyscy mieli jak najlepiej. Przestańmy już propagować zawiść, niech każdy zarabia jak najwięcej, byle tylko robił to uczciwie. Niech każdy zarabia dużo, otrzymuje premie, bogaci się, jeśli tylko realizuje KPIs (cele), które zostały mu wyznaczone.
Musk otrzyma wynagrodzenie właśnie za realizację celów. Jeśli ich nie zrealizuje, wynagrodzenia nie otrzyma. Naprawdę, po Pana wypowiedzi ostatkiem sił się powstrzymuję przed zadaniem Panu pytania, jakie są opinie ekspertów na temat Pana wynagrodzenia i czy przypadkiem nie są negatywne? Bo skoro opinia ekspertów jest dla Pana tak bardzo istotna…
Na pytanie: co sprzedaje Musk? – dość łatwo odpowiedzieć: sprzedaje marzenia o nasyconej technologią przyszłości.
TAK! I o to właśnie chodzi! Sprzedaje marzenia, a następnie je konsekwentnie realizuje. To jest sedno tej działalności. Pomysł, marzenie, wizja – nie są warte nic. NIC, zero złotych (+VAT). Gdy przyjdę do Pana z wizją, że pojutrze zrobię teleport przenoszący ludzi na odległość, wyśmieje mnie Pan. Kiedy jednak przyjdę te dwa dni później i pokażę Panu, że co prawda ludzi nie, ale monety potrafię już teleportować – spojrzy Pan na mnie zupełnie inaczej. Wizja plus realizacja. Ciężka praca. Efekty.
Musk sprzedaje ludziom marzenia, które następnie konsekwentnie realizuje. Dziesięć lat temu miał jeden model samochodu elektrycznego, który jeździł tak sobie. Dziś w ofercie ma trzy modele, a kolejne trzy zapowiedział. W tym czasie udało mu się też uruchomić kilka innych przedsięwzięć, które okazały się sukcesami.
|REKLAMA|
|/REKLAMA|