Nasz Czytelnik, Onufry Łagodny, kupił auto elektryczne. Bez dopłat, bo stracił już cierpliwość. Samochód to Nissan Leaf II 37 (40) kWh, miał być do jeżdżenia po mieście i okolicach, ale okazał się tak przyjemny, że jego właściciel wyruszył nim w długą podróż. Z rodziną. Nie obyło się bez przygód.
Poniższa historia to zapis opowieści naszego Czytelnika po lekkiej redakcji. Dla wygody lektury nie stosujemy kursywy. Druga część materiału znajduje się tutaj:
Nissan Leaf jako auto do miasta i do darmowego podróżowania po Polsce
Spis treści
Zacznijmy od tego, że wiem o rapidgate [czyli o problemach z wielokrotnym szybkim ładowaniem Nissana Leafa – przyp. red. www.elektrowoz.pl] i żółwiku. Znałem temat jeszcze przed zakupem. Wybrałem świadomie. Od 1,5 miesiąca jestem właścicielem Leafa II za kwotę, którą zaraz zdradzę i uważam, że jak na tak duże auto – jest bezkonkurencyjny!
Moim zdaniem to jedyny i najlepszy w tej chwili model, gdy chodzi o stosunek możliwości do ceny.
Oczywiście uważam, że wariant e+ z baterią 58 (62) kWh jest lepszy, ale jest też o blisko 50 procent droższy, a w jego przedziale cenowym można już szukać lepszych alternatyw, jak choćby Kii e-Niro czy Volkswagena ID.3. Tylko że, powtarzam, to już inna półka cenowa. A ja zapłaciłem 108 tysięcy złotych i jeszcze dostałem kilka dodatków.
Samochód miał mi służyć do jazdy po mieście i okolicach ze sporadycznymi trasami do około 150 kilometrów w jedną stronę.
Miało być „do miasta”, ale przecież „właściciele elektryków jeżdżą więcej”
Z tym „miastem i okolicami” wyszło tak, że gdy auto stało już pod domem, kiedy okazało się, że ładowanie jest tanie (0,28 zł/kWh w taryfie G12w) lub wręcz darmowe (Orlen, Energa), a pandemia odwołała wszystkie loty, uznałem, że to jest ten moment. Teraz albo nigdy: jedziemy z samiuśkiego południa Polski nad Bałtyk.
> Polski Samochód Elektryczny zostanie pokazany 28 lipca. ElectroMobility Poland zapowiada premierę!
Z planu wynikało, że będzie to 600 kilometrów w jedną stronę plus około 200 kilometrów na miejscu. 1 400 kilometrów elektrykiem z zasięgiem ~240 kilometrów (243 km realnie, 270 jedn. WLTP) – łatwizna! Benzynowym minivanem tę trasę pokonuję w niecałe 4 godziny nocą, choć kosztuje to paręset złotych (paliwo!) i trochę stresu podczas wyprzedzania [redakcja www.elektrowoz.pl: to chyba rekord trasy, bez remontów ;)].
TO jest ostra jazda. Do elektryka musiałem sobie poprzestawiać priorytety w głowie.
Jedziemy! 95-110 km/h i ładowanie do 80-90 procent
Do podróży zbierają się wszyscy: pięcioosobowa rodzina, całe stado klamotów na camping z namiotem na czele.
Wyjazd nocą, cała trasa drogami 2-pasmowymi, w większości autostradą, temperatura na zewnątrz 12-14 stopni C. Samochód naładowany do pełna. Pierwszy przystanek: Orlen w miejscowości Lgota pod Częstochową. Tankowanie szybkie Chademo, temperatura baterii po ładowaniu do ~85% wzrosła do poziomu 3/4 wskaźnika. Stacje ładowania Orlenu ładują z mocą do 43 kW, uzupełnienie do 80-90 procent trwa około 40 minut.
Szybkość? Jazda na tempomacie 95-110 km/h plus momentami szybkie (120-140 km/h) wyprzedzanie, a po nim powrót do wcześniejszej szybkości.
Pierwsza obserwacja: na 16-calowych kołach auto zawyża wskazania o 4 km/h, niezależnie od szybkości.
Drugie ładowanie to Orlen Łódź. Baterii zrobiło się gorąco, temperatura dojechała do czerwonego pola.
Kolejny jest MOP Otłoczyn Wschód. Po ładowaniu tutaj temperatura wjechała na czerwone pole, moc spadła o parę kwadracików. Ale, co ważne, samochód jechał normalnie i niedobory można było odczuć dopiero po wciśnięciu pedału przyspieszenia „do dechy”. Oczywiście nie szaleję, bo to i tak autostrada, jest płynnie, a do Trójmiasta już niedaleko, powinno się udać…
Niestety, nie udało się.
Okazało się, że nie wystarczy nam energii, by dojechać do celu, więc konieczny był jeszcze jeden przystanek: Orlen Straszyn. Tam ładowanie już się ciągnęło, bo wskaźnik temperatury baterii na czerwonym polu, więc moc oscylowała w okolicy 20 i mniej kW.
Podróż: 11 godzin, 42 zł za transport 5 osób
Cała podróż trwała długo, 11 godzin. Mapy Google prognozują, że samochodem osobowym przy normalnej jeździe powinienem pokonać ten odcinek w nieco ponad 7 godzin. Po doliczeniu odpoczynków wyjdzie jakieś 7:40 godziny. Czyli nasza podróż trwała jakieś 3 godziny 20 minut dłużej.
Zalety? Noc, więc uczestnicy podróży i tak większość czasu przespali. No i przejechanie całej trasy kosztowało mnie 30 zł – bo za tyle ładowałem się na A1. A, nie, przepraszam: jeszcze w domu, jakieś 12 zł. To daje 42 złote za całą drogę, 8,4 zł na osobę – chyba nie ma opcji, żeby jakimkolwiek innym środkiem transportu wyszło taniej przy podobnym czasie i komforcie jazdy. 🙂
> Oto nowa Kia e-Niro 64 kWh naszego Czytelnika. Witamy w rodzinie! 🙂
Na miejscu, jak to na miejscu, zwiedzaliśmy Trójmiasto, odwiedziliśmy m.in. Hel, jeździliśmy w Gdańsku po buspasach. W sumie pokonaliśmy 250 kilometrów ładując się cały czas za darmo. Zrobiłem test ładowania z gniazdka na kempingu, ale po 30 minutach przedłużacz zrobił się gorący. Wolałem nie ryzykować.
Dzień przed powrotem ponownie uzupełniłem energię w baterii. Dojechałem do 92 procent i odstawiłem samochód, żeby akumulatory zdążyły ostygnąć przez noc. Zdążyły, tyle że następnego dnia był upał. Efekt? W trasie powrotnej wskaźnik temperatury na czerwonym polu, w pewnym momencie pojawiła się nawet kontrolka żółwika i…
Ale o tym opowiadam w drugiej części: