Pan Mariusz jest naszym Czytelnikiem niemal od samego początku. Ekscytuje się przede wszystkim [elektrycznymi] samolotami, pociągają go też samochody elektryczne. Zaczął jednak od czegoś mniejszego, co pozwoliło mu zoptymalizować trasę do pracy. Oto jego recenzja Xiaomi Mijia M365 – popularnej elektrycznej hulajnogi, o której w internecie krążą bardzo dobre opinie.
Opisywana hulajnoga to Xiaomi Mijia M365 w cenie 1 679 zł z deklarowanym przez producenta zasięgiem 30 km. Nasz Czytelnik szukał również M365 Pro w cenie 2 499 zł i z zasięgiem 45 km, ale nigdzie nie mógł znaleźć tego wariantu. Cały poniższy tekst jest autorstwa Pana Mariusza, my tylko delikatnie go zredagowaliśmy. Dla wygody Czytelników nie stosujemy kursywy.
Xiaomi Mijia M365 – ależ to jest frajda!
Spis treści
Elektryczna hulajnoga kontra korki
Kupiłem elektryczną hulajnogę. Po co? Główny powód był jeden: walka z korkami w drodze do pracy. Mam dziennie do pokonania w każdą stronę 6,5 kilometra. W obie strony daje to 13 kilometrów. Niewiele, można by rzec. Ale nie same kilometry są tu straszne, lecz czas, który poświęcam, by dotrzeć z domu do pracy i z powrotem. Wyobraźcie sobie, że przez zatory jest to od 30 do 60 minut, zależnie od godziny i innych czynników. Uśredniając: 45 minut.
Łącznie dziennie stoję półtorej godziny. Półtorej godziny! Tracę tyle w ciągu doby, żeby (przez większość czasu) w żółwim tempie przesuwać się metr po metrze. W skali miesiąca wychodzi 30 godzin, czyli ponad doba! Cztery długie noce spania! Albo cztery dni pracy!
> Volkswagen eGon, czyli rozebrany VW e-Golf na targach w Hanowerze
Ale to jeszcze nic, stracony czas czas to jedno, drugą kwestią są koszty. W korku mój samochód pali 22 l/100 km. Jeżdżę na benzynie bezołowiowej „98” po 5,4 zł/litr. 20 dni po 13 kilometrów daje 260 kilometrów. Wychodzi 308 złotych miesięcznie samych tylko kosztów paliwa.
Przeliczmy to na „ciepły” sezon: 7 miesięcy to 2 162 złote i 210 godzin. Tyle kosztują mnie korki przez 7 miesięcy. Oto moja motywacja do zakupu hulajnogi 🙂
Pierwsze wrażenia
Nigdy wcześniej nie jeździłem na elektrycznej hulajnodze. Uznałem, że raz kozie śmierć: minęło kilka godzin i jestem pewien, to będzie długi i udany związek. 🙂 Ale zacznijmy od początku.
Hulajnogę dostajemy w kartonie ze wszystkim, co jest niezbędne. Musimy tylko przykręcić kierownicę. Pasuje w jednej pozycji. W zestawie są cztery śrubki i jeden klucz. Te cztery śrubki przykręcamy tym jednym kluczem i koniec pracy, możemy już jechać. Szczególnie, że baterie są naładowane do około 70 procent.
> Volkswagen ID.3: cena, zasięg, dane techniczne i wszystko, co wiemy
Po składaniu ściągnąłem aplikację, wziąłem hulajnogę w rękę i rzuciłem w firmie pytanie „Chce ktoś coś z Żabki?” Pierwszy raz nie zapytałem „Czy ktoś idzie do…” tylko samodzielnie, z przyjemnością, wyskoczyłem na chwilę z biura. Zamiast dreptać w jedną stronę 10 minut, dojechałem w 3 minuty.
Ostatni raz na hulajnodze (zwykłej) jeździłem 15 lat temu, jednak szybko połapałem się, jak to się robi w kwestii balansowania ciałem. Przewrócić się ciężko, chyba że ktoś naprawdę się postara: Xiaomi Mijia M365 ma duże koła, szerokie opony – hulaj dusza! I to wszystko elektryczne. Wystarczy się tylko lekko odepchnąć na starcie.
Powrót z pracy
Pamiętacie, ile wracam samochodem z pracy? 30-60 minut w zależności od warunków na drodze. Elektryczną hulajnogą dojechałem w… 22 minuty! Poruszam się między Gocławiem (Warszawa) a Ząbkami, na szczęście wykonawca węzłów przy Żołnierskiej i Marsa pomyślał też o pieszych i cyklistach: są już gotowe ścieżki i chodniki.
Nowy chodnik z kostki to przyjemność, chociaż zahaczałem też o ścieżkę rowerową. Zgodnie z prawem osoba jadąca na hulajnodze to pieszy, więc nie powinienem wjeżdżać na drogę dla rowerów – ale ta była praktycznie pusta i zjeżdżałem z niej przy każdym rowerzyście.
Na chodniku ważne staje się to, że koła są pompowane. Na kostce słychać delikatny terkot, ale nie czuć drgań – jest w porządku. Do domu doturlałem się z bardzo szerokim uśmiechem na ustach. Było tak fajnie, że natychmiast postanowiłem pojechać do Lidla na małe zakupy. Wziąłem plecak, odpaliłem hulajnogę, pojechałem do sklepu. Byłem tam po, nie wiem, może 5, może 8 minutach jazdy. Do tej pory jeździłem tylko samochodem.
Oczywiście na większe zakupy tak czy siak ruszę auto, bo do tego ma służyć. Ale z hulajnogą „niechcący” odkrywam, jak bardzo taki sprzęt poprawia mobilność człowieka, gdy nie chce nam się spacerować albo wyprowadzać auta na krótkie przejażdżki: zero parkowania, zero szukania miejsca, zero korków. Zero zmartwień? Chyba tak.
W drodze powrotnej zahaczyłem również o nieutwardzoną drogę. O, tu było ciężej, szybkość niższa, na piachu nie jest tak stabilnie, wszędobylskie kamyczki powodowały, że zaciskałem zęby, bo obawiałem się uszkodzenia opon. Ale producent chyba to przewidział: w zestawie mamy zapas dwóch dodatkowych opon wraz z dętkami.
Na szczęście jeśli nie musimy, to nie jeździmy po takich trasach. Dać się da – i tyle. Natomiast powrót po chodniku i wylewanej ścieżce: gaz na maksa i jest frajda!
Parametry techniczne
Co do funkcjonalności: katalogowo jest do 30 kilometrów zasięgu na pełnym ładowaniu. Ładuje się ponad 5 godzin. Ma dwa tryby: ECO i normalny. W ECO mamy ograniczone przyspieszenie i ograniczoną szybkość maksymalną. W normalnym ograniczeń nie ma. Co kto lubi, mnie ECO się nie przyda.
Na uchwycie kierownicy mamy 4 diody wskazujące 8 stanów naładowania (diody świecą lub migają). Specjalna aplikacja rejestruje nam przebieg, średnią szybkość lub tę aktualną. Jest również sporo aplikacji nieoficjalnych, które prezentują mnóstwo dodatkowych funkcji.
Co ciekawe, w hulajnodze jest również tempomat. Przytrzymanie manetki przez 5 sekund powoduje utrzymanie zadanej szybkości po jej puszczeniu (potwierdza to sygnał dźwiękowy). Napędzane jest przednie koło, mamy hamulec tarczowy na tylne koło. Rączka jest składana, hulajnoga zmieści się wszędzie. Nóżka pozwoli nam ją postawić w dowolnym miejscu. Światło z przodu i z tyłu poprawia naszą widoczność.
Jedna sprawa mocno mnie zastanawiała. Dlaczego ta hulajnoga nie osiągała katalogowych 25 km/h? Nie mogłem doszukać się w opcjach niczego, co wskazywałoby na ograniczenie szybkości. W końcu znalazłem przyczynę: taka 25 km/h to wartość bliska szybkiemu biegowi, więc mogło mi się tylko wydawać, że jadę „za wolno”.

Zrzut ekranu z aplikacji mobilnej m365 Tools na Androida. Oryginalna Mi Home nie pokazuje prawie nic poza nieustannym przypominaniem o aktualizacji firmware. Natomiast m365 Tools działa świetnie
Ważne, że czułem się bezpiecznie.
Xiaomi Mijia M365 vs M365 Pro, czyli małe porównanie
Hulajnoga, którą kupiłem, ma wszystko, czego użytkownik powinien wymagać od sprzętu ułatwiającego przemieszczanie się. Niebawem do regularnej sprzedaży trafi też wersja Pro z zasięgiem zwiększonym do 45 km. Wersja Pro jest ciut wyższa, dostajemy też ekran, który pokazuje aktualną szybkość jazdy (uznaję dwie: 0 km/h oraz 25 km/h, nie muszę mieć tego na wyświetlaczu :), informację o trybie jazdy (ECO, Normal, Sport – pierwsze z dwóch sygnalizowane są w M365 kolorem diody), informację o włączonym świetle i tego typu dodatki. Dla mnie: zbędne.
Droższa wersja kosztuje 2,5 tysiąca złotych zamiast 1,7 tysiąca za wersję standardową. Wydaje mi się, że warty dopłaty może być tak naprawdę tylko zasięg. Jak kto woli.
Podsumowanie
Długo się zbierałem, żeby wypróbować elektryczne hulajnogi w Lime. Byłem tak niezdeterminowany, że ostatecznie… kupiłem ją w ciemno. I wiecie co? Jedyne, czego żałuję, to to, że nie zdecydowałem się wcześniej. Nawet gdy euforia przygaśnie, to na hulajnodze wygrywam z korkami – a za tymi nie przepadam.
Zauważam coraz więcej osób jeżdżących na własnych elektrycznych hulajnogach. Nie wyróżniam się zatem zbyt mocno, chociaż fakt, gdy śmigam obok przystanku, wiele osób się odwraca i śledzi mnie wzrokiem.
Gdybym miał Wam doradzać… spróbujcie, przemyślcie, oceńcie sami. To może właśnie ten krok w przyszłość?
|REKLAMA eksperymentalna, kontekstowa, nie stanowi elementu recenzji Czytelnika|
|/KONIEC REKLAMY|