W związku z zagrożeniem koronawirusem w Chinach, Tesla postanowiła całkowicie zrezygnować z opłat za ładowanie na Superchargerach. Wszystko po to, by ułatwić ludziom przemieszczanie się i prawdopodobnie zdjąć z ich głów troskę o pieniądze w sytuacji, gdy w niektórych lokalizacjach wprowadzono szereg ograniczeń i kwarantanny.
Koronawirus: co to jest i co ma do niego Tesla?
O koronawirusie, który zaraża ludzi w Chinach – mówi się o 4,6 tysiąca zachorowań oraz 106 ofiarach śmiertelnych – wiadomo na razie tyle, że u kilku procent zarażonych spowoduje śmierć. Objawy u pozostałych mieszczą się w przedziale od „żadnych”, przez „przeziębieniowe”, do „poważnego zapalenia płuc”. Zaniepokojenie jego obecnością bierze się z faktu, że nie dysponujemy na niego żadnym lekarstwem.
Albo organizm sobie poradzi, albo… nie.
Żeby ograniczyć rozpowszechnianie się wirusa, w kilku miastach zadecydowano o wyłączeniu komunikacji publicznej, niektóre całkowicie zamknięto. W tym ostatnim przypadku samochody się nie przydadzą, ale jeśli komuś doskwiera tylko brak transportu (pod)miejskiego, może poruszać się samochodem. I tutaj w sukurs przychodzi Chińczykom Tesla, która zadecydowała o tymczasowym zniesieniu wszystkich opłat za ładowanie na Superchargerach (źródło, źródło).
Komunikaty informujące o darmowym ładowaniu na ekranach chińskich właścicieli Tesli (c) Ray4Tesla / Twitter
Warto dodać, że w przeszłości kalifornijski producent podejmował podobne decyzje w Stanach Zjednoczonych. Decydowano na przykład o tymczasowym odblokowywaniu dodatkowej pojemności baterii lub udostępniano Superchargery za darmo, gdy w danym regionie pojawiało się jakieś niebezpieczeństwo.
> Superkondensatory w Teslach? Mało prawdopodobne. Ale zanosi się na przełom w bateriach
Dość zaskakujące było to, że w takich sytuacjach zawsze pojawiały się głosy protestu mówiące o „marnowaniu pieniędzy akcjonariuszy” lub też o „samochodach niezgodnych ze specyfikacją”.
