Korzystając z Dni Elektryfikacji Toyoty wybrałem się do warszawskiego salonu na Woli, by obejrzeć z bliska Toyotę Mirai II. Z zewnątrz samochód robi wrażenie, jest duży (4,975 m długości, 1,815 m szerokości) i prezentuje się nowocześnie, zadziornie, „szybko”. Ale w środku jest zaskakująco ciasno, zbiorniki na wodór mocno weszły do kabiny i wyrwały z niej spory fragment przestrzeni. Miałem wrażenie, że było mi ciaśniej niż w Kii Niro EV, aucie o dwa segmenty mniejszym!

Toyotę Mirai II i bZ4X oglądałem tylko statycznie, nie miałem możliwości przejechania się nimi.

Toyota Mirai II z bliska

Toyota Mirai II to samochód zasilany wodorem (FCEV). W podwoziu ma trzy zbiorniki na gaz, z kolei pod maską z przodu zamontowane jest ogniwo paliwowe, w którym wodór łączy się z tlenem z powietrza, w efekcie czego powstaje energia elektryczna i para wodna lub woda. Jako że ogniwa paliwowe nie lubią zmiennych obciążeń, w aucie znajduje się też bateria stabilizująca zapotrzebowanie na moc. Toyota usilnie nazywa Mirai „samochodem elektrycznym”, ale trzeba pamiętać, że jest to auto elektryczne z generatorem prądu zamiast dużej baterii:

Schemat budowy Toyoty Mirai II. Na żółto zaznaczono zbiorniki z wodorem, kolor pomarańczowy to przewody wysokiego napięcia (c) Toyota

Ogniwo paliwowe pod maską Toyoty Mirai II

Ilość miejsca za kierownicą jest znośna, choć niezbyt duża jak na samochód o długości niemal 5 metrów. Kokpit został wykończony w taki sposób, by przypadł do gustu dotychczasowym użytkownikom Toyoty: jest plastikowo, ale funkcjonalnie, z licznymi przyciskami właściwie wszędzie, gdzie się dało – pod ekranem, pod nawiewami, na kierownicy, na tunelu środkowym. Dźwignia wyboru kierunku jazdy jest przyjemnie mała, choć nie obraziłbym się, gdyby się jej zupełnie pozbyto na rzecz większej ilości miejsca dla prawego kolana. Samochodu nie uruchomiłem, nie było kluczyka:

Źle robi się z tyłu. Na prezentację przyjechałem samochodem z tego samego segmentu, przynajmniej patrząc na długość (4,95 metra, Mercedes AMG EQE 43). Tam na tylnej kanapie siedziałem jak pan prezes, w Toyocie Mirai podczas wsiadania szurnąłem kolanami o oparcie siedzenia przed sobą (zdjęcie nr 1). „Co u licha?!”, pomyślałem. Poszedłem do przodu, skorygowałem ustawienie fotela pasażera i… nadal z tyłu miałem tyle przestrzeni, ile w Kii Niro EV. No, może z centymetr więcej (zdjęcie nr 2):

Miejsce nad głową? Jest, choć nieszczególnie dużo. Gdy oparłem się na zagłówki, moje włosy dotykały dachu. Miejsce na środku? Niby jest, ale trzeba będzie rozchylić nogi, bo z podłogi wystaje gigantyczny tunel środkowy. Generalnie z tyłu mamy tyle przestrzeni, ile w typowym elektrycznym kompakcie – a i to pod warunkiem, że „zapomnimy” o wysokim tunelu środkowym. Dwójka dorosłych plus dwójka dzieci może mieć znośnie, przy trójce dzieci konieczne będą kombinacje:

Kombinacje na tylnej kanapie będą stanowiły dalszy ciąg tego, co zacznie się przy bagażniku. Mirai II jest sedanem z bagażnikiem o pojemności 361 litrów. Dla porównania: elektryczny Renault Zoe ZE 50, samochód segmentu B, oferuje 338 litrów bagażnika. VW ID.3? 385 litrów i więcej miejsca na tylnej kanapie, o osiągach nie wspominając.

Samochód, który oglądaliśmy, miał na wlewie paliwa informację „Nie tankować po wrześniu 2035 roku”. Czyli za trzynaście lat konieczny będzie gruntowny przegląd instalacji wodorowej, ogniw paliwowych, zbiorników, zapewne wiążący się z ich demontażem. To informacja dla tych, którzy obawiają się domniemanych kosztów wymiany baterii w autach czysto elektrycznych – bo na żadnej baterii nie ma napisu „Nie ładować po 2035 roku”.

Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: zastanawiamy się, czy nie kwalifikować Toyoty Mirai II jako samochodu segmentu C, bo miejsce w środku jest jak w kompakcie… Ale to by oznaczało, że podobnie powinniśmy kategoryzować BMW i4.

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 1 głosów Średnia: 5]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: