Kiedy okazało się, że lit jest kluczowym surowcem w przemyśle motoryzacyjnym, w wielu krajach europejskich ruszyły jego poszukiwania. Niemcy uruchomiły program Li+Fluids, który badał dostępność pierwiastka w wodach geotermalnych. Nasi zachodni sąsiedzi oszacowali zasoby surowca na 26,5 miliona ton. Problem w tym, że błąd oszacowań jest niemal tak duży, jak wspomniane złoża, a opłacalność wydobycia – dyskusyjna.
Coraz więcej nowych złóż litu
Badania przeprowadzono na nizinach w północnej części Niemiec oraz w Kotlinie Turyńskiej. Według obliczeń zasoby litu rozpuszczonego w wodach geotermalnych mogą liczyć do 26,51 miliona ton, co wystarczyłoby na dwukrotne zamienienie wszystkich jeżdżących dziś na świecie samochodów osobowych na auta elektryczne. Ale dolna granica przedziału to zaledwie 0,39 miliona ton, 390 000 ton, co wystarczyłoby na wyprodukowanie 39 milionów aut elektrycznych. Tymczasem w 2030 roku zapotrzebowanie niemieckiego przemysłu na lit ma wynosić 0,17 miliona ton rocznie.
Skąd tak duży rozrzut? Otóż aby wydobycie było opłacalne, musi zostać „spełniony szereg czynników”, na przykład wody geotermalne muszą znajdować się pod odpowiednio dużym ciśnieniem (źródło). Wtedy da się je wykorzystać do ogrzewania a przy okazji ekstrahować z nich lit. Tymczasem eksperymenty z instalacjami łączonymi (ogrzewanie i odzysk pierwiastka) dopiero trwają.
Nasi zachodni sąsiedzi mają jeszcze jedno złoże litu, oceniane jest ono nawet jako największe w Europie. Leży w Rudawach, na granicy Niemiec i Czech, z większą częścią po stronie czeskiej. Wydobycie surowca miałoby się tam rozpocząć już w 2026 roku. Aktualnie lit wydobywany jest na świecie głównie w Ameryce Południowej (Chile, Argentyna) lub Australii, w zależności od pochodzenia surowca stosuje się przemiał urobku skalnego lub też odparowywanie solanek. Niemal cały przerób pierwiastka odbywa się w Chinach.