W pewnym (Auto)blogu, którego autor musi zakładać kombinezon i maseczkę, żeby wypowiedzieć „Elon Musk”, pojawiły się „niewygodne prawdy” „eksperta, pana Macieja” o samochodach elektrycznych. O tym, że „powszechna elektryfikacja jest po prostu niemożliwa”.

Na szczęście do redakcji www.elektrowoz.pl też napisał ekspert, pan O. Laboga, który stanowczo dementuje tę wypowiedź i twierdzi, że powszechna elektryfikacja jest po prostu możliwa.

Oto ring, niech się zetrą, bo to ciekawa opowieść o kobalcie w bateriach samochodów elektrycznych.

„Nie da się wyprodukować tyle akumulatorów”

Całe to zafrasowanie, te „niewygodne prawdy” i „nie da się” tajemniczego eksperta streszczają się w jednym zdaniu:

Żeby zastąpić w prosty sposób, jeden do jednego, jeżdżące dziś samochody spalinowe autami elektrycznymi, trzeba by wydobyć 120 milionów ton kobaltu, 46 milionów ton litu i 120 milionów ton niklu.

Oczywiście nie „jeżdżące dziś”, lecz w roku 2016, co zresztą wprost wynika z prezentacji, na którą „pan Maciej” nie powołuje się wprost, ale która pojawia się w źródłach:

Te liczby są kluczowe dla dalszej części opowieści, ponieważ wyliczono je przy założeniu, że skoro „dziś” najpopularniejsze są ogniwa NMC442, to w przyszłości już zawsze będą wykorzystywane ogniwa NMC442 zawierające w katodzie 40 procent niklu, 40 procent manganu i 20 procent kobaltu. Ergo: potrzebujemy 121,3 miliona ton kobaltu, a złóż mamy pięć razy mniej. Czyli jest źle.

Sęk w tym, że z wyliczeniami bazującymi na NMC442 są dwa poważne problemy.

Pierwszy jest intuicyjny i nasuwa się od razu. Prognozowanie zapotrzebowania na kobalt w przyszłości w oparciu o dane z roku 2016 jest mniej więcej tak samo mądre, jak zapowiadanie dalszego wzrostu turystyki lotniczej w latach 2020-2022, bo „w minionej dekadzie turystyka lotnicza rosła”.

Bo wirus na to: „Niemożliwe!”

Drugi problem jest subtelniejszy. Otóż w 2019 roku najchętniej kupowanym samochodem elektrycznym na świecie była Tesla Model 3, która nie wykorzystuje katod NCM. Największym producentem elektryków była Tesla, która nie stosuje w nich ogniw NCM. Firma Elona Muska używa katod NCA (nikiel-kobalt-glin), które już w 2018 roku zawierały mniej niż 3 procent kobaltu (źródło).

> Ogniwa 2170 (21700) w bateriach Tesli 3 lepsze niż ogniwa NMC 811 _przyszłości_

Wyliczone powyżej zapotrzebowanie spada więc ze 121,3 milionów ton do 18,2 milionów ton kobaltu (20 procent vs 3 procent). Skoro więc „mamy [go] jakieś 25 milionów ton przy obecnie znanych złożach”, to znaczy, że problem się rozwiązał. Kobaltu nam wystarczy.

– Dobra, dobra – powie czytający te słowa „pan Maciej”. – A skąd założenie, że w przyszłości wszystkie samochody zostaną zastąpione Teslami? Skąd sugestia, że ogniwa przyszłości będą zawierały mniejszą ilość kobaltu? 

Dziękujemy za ten głos czujnego obserwatora. Zaraz wyjaśnimy, co i jak.

Wróżbiarstwo kontra fakty

Całe to zatroskanie o niepewną przyszłość samochodów elektrycznych nie jest nowe. Co najmniej kilka razy w roku pojawiają się publikacje, że przy masowej produkcji elektryków zabraknie nam jakiegoś pierwiastka. Była mowa o licie (np. tutaj), była o miedzi (np. tutaj), ostatnio na tapecie jest kobalt.

Głosów naukowców nie wolno lekceważyć: wedle naszej dzisiejszej wiedzy światowe złoża kobaltu rzeczywiście mogą być niewystarczające, żeby wszystkie samochody spalinowe świata zmienić w pojazdy elektryczne. Bo owszem, Tesla wykorzystuje katody NCA, ale inni producenci stosują NCM523, NCM622 czy NCM712.

Ale czy to oznacza, że powinniśmy się martwić?

Odpowiedź brzmi: nie, bo niby czym?

Martwienie się o gałęzie przemysłu, które kompletnie od nas nie zależą, jest przejawem braku ważniejszych problemów. 🙂 Lub chęci zarobienia na tej informacji. Tym ostatnim zajmują się wróżbici określający się mianem „analityków”, do której to grupy najwyraźniej aspiruje też „pan Maciej”.

Powtórzmy to jeszcze raz: producenci ogniw i samochodów mają świadomość, że kobalt jest pierwiastkiem problematycznym. Dlatego:

  • walczą o obniżenie zawartości kobaltu w ogniwach (vide wspomniana Tesla), żeby obecne zasoby wystarczyły do wyprodukowania większej liczby samochodów elektrycznych,
  • pracują nad ogniwami, które w ogóle nie zawierają kobaltu, np. litowo-żelazowo-fosforanowymi, litowo-siarkowymi czy litowo-szklanymi,
  • gdzieś tam w odwodzie mają wodór, który za 5-10 lat może stać się technologią uzupełniającą do baterii.

Ogniwa litowo-żelazowo-fosforanowe CATL, które nie zawierają kobaltu. Technologia, jak widać, została skomercjolizowana już dawno temu (c) CATL

I to jest pełny obraz sytuacji. Pamiętajmy, postęp naukowy właśnie na tym polega, że staramy się przewidzieć potencjalne problemy i im zapobiec. Pokazywanie tylko połowy obrazu to polowanie na sensację.

A pokazywanie tylko połowy obrazu i przewidywanie na tej podstawie tego, co wydarzy się za X lat, to już kompletny nonsens. Albo poważne luki w wiedzy – ale czy takie luki mógłby mieć „ekspert w dziedzinie”?

Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: Cenimy dobre dziennikarstwo

Nie mamy problemu z powoływaniem się na anonimowych informatorów. Jest jednak coś dziennikarsko nieporadnie-obciachowego w cytowaniu bliżej nieokreślonego „pana Macieja” i tytułowaniu go „ekspertem”.

Z definicji: „ekspert” to człowiek, którego uznawany jest za autorytet. To nie jest tytuł przyznawany dożywotnio przez jakąś sformalizowaną kapitułę, a raczej pewna opinia o specjaliście.

Anonimowy „pan Maciej” jest dla normalnego człowieka takim samym ekspertem w kwestii ogniw Li-ion, jak wymyślony przeze mnie O. Laboga.

Czyli żadnym.

Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy:
Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 28 głosów Średnia: 4.9]