Nie lubię być straszony, że przez dwutlenek węgla spotka Ziemię zagłada. Sam też nie lubię straszenia, nie lubię grania na emocjach. Nie lubię tabloidu. Być może chodzi o to, że mam już swoje lata: niedobór włosów na głowie i czwórka na przedzie zobowiązuje.
I dziś z przerażeniem coś sobie uświadomiłem.
Zauważyłem mianowicie, że obserwuję na świecie pewien spektakl:
- Wirus rozkłada ludzi i służby w danym regionie.
- Mieszkańcy odległych regionów mówią: „E, nas to nie dotyczy”.
- Wirus trafia do każdego z tych „odległych” regionów.
- -> 1
Dopóki problem nie dotyka mnie bezpośrednio, nie widzę go. I choćbym na własne oczy oglądał, że TO jest dla mnie groźne, nie umiem przyjąć tego do wiadomości. Nie ma znaczenia, kim jestem i jakie stanowisko zajmuję: ministrowie, prezydenci i zwykli ludzie zachowują się tak samo. Po prostu wierzą w „będzie jak było” oraz „zmiany są liniowe i przewidywalne”.
Nawet jeśli mają świadomość, że nie potrafią przewidywać przyszłości na podstawie przeszłości. Że idą przez życie tyłem patrząc wstecz.
Zacząłem rozumieć, że z dwutlenkiem węgla jest dokładnie tak samo, jak z wirusem. Tylko trochę wolniej. Wszystkim też rządzi chciwość, wyparcie i przekonanie o własnej nieomylności.
Ludzie nie będą umierać przez wirusa czy dwutlenek węgla. Będą schodzić z tego świata z powodu zapalenia płuc/suszy, sepsy/powodzi, powikłań po nadciśnieniu/głodu. W statystykach wcale nie będzie tak strasznie.
Ci na cmentarzach na pewno się z tego ucieszą…
> Jaka była zawartość CO2 w ziemskiej atmosferze i gdzie jesteśmy dziś? [wideo]
Zdjęcie otwierające: lodowiec na wulkanie Ok na Islandii w 1986 roku (po lewej) oraz brak lodowca w 2019 roku (po prawej) (c) NASA