Nasz Czytelnik opublikował u nas komentarz, który nas zaskoczył i dał nam do myślenia. Zaskoczył konkluzją, ale też trzeźwością spojrzenia na świat mediów motoryzacyjnych. Uznaliśmy, że ta wypowiedź jest zbyt wartościowa, by pozwolić jej zginąć w gęstwinie innych. Dlatego postanowiliśmy ją przedrukować.
Opinia pojawiła się przy okazji opisu Skody Enyaq iV, ale nie należy jej traktować jako ataku na Skodę. Nadal uważamy, że CitigoE iV ma o wiele większe szanse na elektryfikację Polski niż Tesla Model 3. To samo może dotyczyć Skody Enyaq iV, o ile zostanie równie rozsądnie wyceniona. I będzie u nas dostępna – bo CitigoE iV nie jest.
Oto komentarz:
Skoda i reszta świata, czyli jak działają dziennikarze
(…) Odnoszę się do obecnej sytuacji, bo z większości stron motoryzacyjnych wylewają się zachwyty nad Skodą, które przypominają organizowaną z góry akcję i już mnie to mocno denerwuje. To tyle. Zwracałem się raczej do innych osób czytających artykuł, żeby nie robiły sobie zbyt dużej nadziei pozytywnymi opiniami z Internetu.
Zauważyłem, że propaganda proskodowa jest o tyle skuteczna, że większość ludzi wychodzi z założenia że Skoda to tania marka (nawet jeżeli już tania nie jest), więc jakakolwiek drobna rzecz na plus jest postrzegana jako coś niezwykłego, bo wiele osób pamięta favority z lat 90, przy których wszystko wygląda[ło] dobrze.
I taki mechanizm ułatwia bardzo Skodzie marketing, jak to ich auta rzekomo „idą w górę”.
Wystarczy dołożyć parasolki w drzwiach do rozciągniętej fabii i ludzie się rozpływają nad luksusową limuzyną, podczas gdy np. w przypadku Tesli taki mechanizm działa w drugą stronę. To znaczy: [Tesla] jest krytycznie porównywana z najlepszymi markami premium, więc każda okładzina, która nie jest tak szlachetna w dotyku jak w Porsche, od razu jest wytykana.
I jak ostatnio zdałem sobie sprawę z bardzo niesprawiedliwej różnicy w podejściu wielu dziennikarzy motoryzacyjnych (szczególnie sławnego pana Pertyńskiego) do poszczególnych marek, to aż byłem zszokowany.
Konkretnie: widziałem recenzję Kodiaqa Skody i recenzje DS7 Crossback wykonywane przez tych samych dziennikarzy. Wręcz gigantyczne uprzedzenia do marki DS i obrzydliwe sprzyjanie Skodzie – właśnie na tym tle zdałem sobie sprawę ze skali zjawiska. Co gorsza, dotyczyło to znacznej większości dziennikarzy, którzy robili kiedyś zarówno recenzję Kodiaqa, jak i DS7.
Co najlepsze, cena maksymalna obu aut jest dosyć zbliżona (DS Grand Chic Opera Brun Alezan kosztuje 256 000 zł z absolutnie wszystkimi opcjami i najmocniejszym silnikiem, podczas gdy najlepiej wyposażony Kodiaq L&K kosztuje około 230 000), DS ma świetny wygląd zewnętrzny i opcjonalne luksusowe wnętrza niedostępne w Skodzie, jedyną jego wadą jest brak napędu 4×4 w wersji niehybrydowej.
W takich recenzjach, w skodzie każdy tandetny plastik jest określany cudem inżynierii kosmicznej – ,,czescy inżynierowie (zawsze mnie śmieszy to określenie) zrobili świetnie, a nawet jak zrobili źle, to przecież mogli jeszcze gorzej, więc jest OK” – a w DS skóra nappa jest „gorsza niż w Mercedesie Klasy S”.
Oczywiście, można powiedzieć że DS „pretenduje do miana premium”, tyle że Skoda Kodiaq lub Superb w wersjach L&K przypadkiem też nie? No właśnie. Chyba że ta „kura” (strzała) na masce ma jakieś magiczne działanie, może powoduje, że niczego nie oczekujemy i wyolbrzymiamy każdą zaletę…