Byli już inżynierowie, którzy uznawali, że najlepszy sposób na Teslę, to zamontowanie w niej spalinowego silnika. Ten też poszedł tą drogą, ale zrobił to przede wszystkim dla zabawy. W dziesięcioletnim Nissanie Leafie ze zdegradowaną baterią zamontował silnik od motocykla, Kawasaki ZX-10R, żeby uzyskać hybrydę, która jest mocna i będzie buczeć silnikiem. Uzyskał coś, co może być przyszłością hot-hatchy, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych.

Hybrydowy Nissan Leaf

Kierunek pokazany na filmie nie jest może tym, któremu szczególnie przyklaskujemy, ale podobają nam się ludzie, którzy podejmują się inżynierskich wyzwań (patrz też fantastyczną opowieść tutaj: Konwersja VW Passata (2001) na elektryka) biorąc przy okazji za bazę lub cel napęd elektryczny. Bohater filmu, Derek Young, wykorzystał starego Nissana Leafa z 2013 roku z baterią zdegradowaną do takiego poziomu, że auto miało zaledwie 40 kilometrów zasięgu z pierwotnych około 120 kilometrów. Co ciekawe, na wyświetlaczu brakuje zaledwie pięciu (z dwunastu) prostokątów pojemności baterii, więc nabywca tego auta musi naprawdę mocno jeździć, bo w kalifornijskim klimacie takie auto powinno spokojnie pokonywać 60-70 kilometrów, w pewnym momencie widać, że auto pokazuje 77 mil (124 km!) zasięgu.

Wybrał Leafa, ponieważ, jak się okazało, jest on z tyłu prosty konstrukcyjnie (nie mówiąc o dużym bagażniku), w dodatku ma napęd na przód i był tani. Inżynier postanowił zamontować w bagażniku silnik od Kawasaki ZX-10R o pojemności 998 cm3, który rozkręca się do 13 000 obrotów na minutę. Aby go tam umieścić, wykorzystał fragment podwozia Lexusa IS350, jakieś części z Forda Mustanga i własne rozwiązania. Tłumik jest tuż obok klapy bagażnika, rura wydechowa wychodzi na zewnątrz przez siatkę w tylnej klapie – to o nich wspominamy w tytule 🙂

Rama pomocnicza z podwozia Lexusa była kluczowym elementem przeniesienia napędu, wlot powietrza zamocowano zamiast tylnego prawego okna. Hamulce z przodu pochodzą z Nissana 370Z (zaciski) i Forda Mustanga (tarcze), tył to oryginalne hamulce Lexusa. W efekcie cały samochód zyskał 206 kW/280 KM mocy, doskonale przyspiesza przy napędzie na obie osie, brzmi w sposób, który odpowiada jego właścicielowi (to ten w czapce), ale może też jeździć cicho i spokojnie w trybie czysto elektrycznym.

Zdaniem swojego właściciela, konwersja samochodu elektrycznego, paradoksalnie, jest najprostszym rozwiązaniem z możliwych, ponieważ nie trzeba modyfikować istniejącego zespołu napędowego auta spalinowego. Leaf okazał się tutaj wyjątkowo wdzięcznym pacjentem, jako hybryda połączył w sobie cechy spokojnego elektryka i jazgot silnika spalinowego kręcącego się do bardzo wysokich prędkości obrotowych. Całość kosztowała zaledwie kilka tysięcy dolarów (w częściach).

Warto obejrzeć:

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 3 głosów Średnia: 5]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: