Carlos Tavares, prezes koncernu Stellantis (=PSA+FCA), nakreślił szczegółową strategię rozwoju nowej firmy. Wśród mniej interesujących wątków pojawiły się dwa wyjątkowo frapujące. Jednym z nich jest wspólne liczenie emisji dawnego koncernu FCA i Tesli, drugim – duży nacisk na analizę całego cyklu życia samochodu (LCA).
FCA/Stellantis z Teslą tylko do 2021 roku, później nie ma potrzeby
Spis treści
W 2019 roku opisywaliśmy pół żartem, pół serio, że koncern Fiat Chrysler Automobiles ufunduje europejską fabrykę Tesli. Włosko-amerykańska grupa miała bowiem zapłacić Tesli około 1,8 miliarda euro (równowartość 8,2 miliarda złotych) za możliwość wspólnego liczenia emisji dwutlenku węgla w latach 2020-21. Wszystko po to, by FCA nie otrzymało kar za przekroczenie norm.
Carlos Tavares, prezes Stellantis, stwierdził, że ta współpraca nie będzie kontynuowana. Do końca 2021 roku koncern będzie miał na rynku 39 modeli zelektryfikowanych (wliczając pseudohybrydy / mHEV), które powinny sprawić, że całościowa emisja aut produkowanych przez Stellantis zmieści się w normach. Tesla nie może zatem liczyć na kolejne zastrzyki gotówki poprawiające jej wynik finansowy.

Stellantis ma dziś 29 modeli zelektryfikowanych, w tym elektrycznych. Do końca 2021 roku do oferty trafi 10 kolejnych (c) Stellantis
LCA jako bat na chińskich producentów
Drugi wątek jest jeszcze bardziej intrygujący, choć na pierwszy rzut oka prezentuje się zagadkowo. Otóż Tavares parokrotnie wspominał o konieczności analizy całego cyklu życia (ang. life-cycle analysis, LCA) samochodu elektrycznego. Takie badania robi się przy porównywaniu emisyjności samochodów elektrycznych i spalinowych, ale podczas homologacji LCA nie ma żadnego znaczenia.
Nie jest zatem ważne, czy ogniwa Li-ion z baterii elektryka powstają w zasilanej przez elektrownią węglową odległej chińskiej fabryce, czy może w czystych zakładach napędzanych wyłącznie z użyciem odnawialnych źródeł energii.
Jednak z opowieści prezesa Stellantis wynika, że przynajmniej niektórzy europejscy producenci samochodów mocno lobbują za koniecznością ujawniania LCA nowych modeli, które trafiają na nasz rynek. Echa tych wysiłków widać również w działaniach Komisji Europejskiej. Efekt może być taki, że Stary Kontynent stanie się niedostępny dla chińskich producentów samochodów, ponieważ nie będą oni potrafili wystarczająco szybko przestawić się na zasilanie z OZE.
Dużo w tym strategii, ale ma to sens. Europejskie koncerny motoryzacyjne ponoszą koszty, by obniżać emisję na wszystkich polach, na których działają (łańcuch dostaw, fabryki, gotowe produkty itd.). W Chinach proces odchodzenia od węgla jest nieco bardziej rozciągnięty w czasie, więc firmy z Państwa Środka mogłyby uzyskać przewagę konkurencyjną i zalać rynek tańszymi modelami aut, a Europa nie miałaby się jak przed nimi bronić.
Całą prezentację można obejrzeć TUTAJ.