W komunikacie dla akcjonariuszy Tesla ujawniła, że przeprojektowała baterie i moduły w nowych Teslach Model S i X. Nie zająknęła się natomiast na temat zastosowania ogniw innych niż dotychczasowe 18650, Elon Musk potwierdził wręcz, że w samochodach po faceliftingu będą stosowane „stare” ogniwa, ale z nową chemią.
Co się zmieniło w bateriach Tesli Model S/X?
Spis treści
Dotychczas dwa najdroższe warianty osobowych Tesli, Model S i Model X, stosowały najwcześniejszy format ogniw, tj. ogniwa 18650 (1,8 cm średnicy, 6,5 cm wysokości). Decyzja o ich zastosowaniu była zapewne podyktowana faktem, że w momencie premiery Tesli Model S (rok 2012) był on już sprawdzony, bezpieczny, masowo produkowany i stosowany w kamerach czy laptopach.
Stary format, nowa zawartość
Przed ogłoszeniem wyników finansowych spodziewano się, że Tesla zadecyduje się na przejście z ogniw 18650 na najnowsze 4680 – przynajmniej w najdroższym i najwydajniejszym wariancie Plaid. Jednak Elon Musk w rozmowie z akcjonariuszami stwierdził wprost, że nowa, odświeżona edycja Tesli Model S będzie nadal korzystała z ogniw 18650.
Zostanie w nich jednak użyta ulepszona chemia, która w Tesli Model 3/Y (wariant E3D) pozwoliła na zwiększenie pojemności pakietu o 3,8 procent.
Czy to oznacza, że w Modelu S bateria też urośnie do 106 kWh pojemności całkowitej i około 96 kWh pojemności użytecznej? To nie jest takie oczywiste, deklarowany przez producenta zasięg Modelu S Long Range wzrósł z wcześniejszych 652 do 663 jednostek WLTP, a więc o zaledwie 1,7 procent. I może być to zysk wynikający choćby z obniżenia współczynnika Cx lub zastosowania pompy ciepła.
Albo z jakiejś optymalizacji zespołu napędowego, skoro przyspieszenie spadło z 3,8 do zaledwie 3,2 sekund:
Oczywiście, pojemność mogła wzrosnąć, a Tesla mogła wykorzystać ją w celu powiększenia bufora (nieużywanego fragmentu baterii), dzięki czemu udało się zwiększyć moc ładowania do 250 kW. Dotychczas ten poziom osiągały tylko Tesle Model 3/Y Long Range.
Nowe moduły
Chęć bicia rekordów na Nuerburgring zmusiła Teslę do zastosowania większego wlotu powietrza z przodu i, o czym wspomnieliśmy na wstępie, przeprojektowania modułów baterii. Nowe moduły powstały po to, by przyspieszyć chłodzenie ogniw i pozwolić Teslom na „5x więcej startów na 1/4 mili” albo na wykonanie 1,5 okrążenia na Nuerburgring zamiast ~0,5 okrążenia, jak dotychczas.
Nowe kanały chłodzące mogą wymieniać ciecz miedzy sobą, co powinno zrównoważyć wzrost temperatury w całym pakiecie.
Gdzie zatem pojawią ogniwa 4680?
Skoro nowe ogniwa 4680 nie trafią do obecnego Modelu S Long Range/Plaid, mogą pojawić się w wersji Plaid+. To oczywiście tylko spekulacja, ale pasuje do niej fakt, że Tesla obiecuje o 33 procent wyższy zasięg wariantu Plaid+ w stosunku do Plaid. Nawet gdyby założyć, że zaledwie połowa wzrostu zasięgu weźmie się z wyższej pojemności baterii – co jest bardzo optymistycznym założeniem – to mamy do akumulatory, których pojemność należy podbić o 16,6 procent.
Dla porównania: od premiery Tesli Model S w 2012 roku do 2020 roku pojemność udało się zwiększyć z około 85 do nieco ponad 100 kWh. W osiem lat udało się stworzyć pakiety, które potrafią przechować zaledwie 20 procent energii więcej.
Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: jako ciekawostkę warto dodać, że w polskim konfiguratorze prostokątna kierownica, którą my nazywamy „wolantem”, występuje jako yoke, tj. jarzmo, a więc U-kształtna uprząż zakładana zwierzętom na szyję i kark.