Po ostatnich dwóch pożarach samochodów elektrycznych południowokoreański rząd pracuje nad zbiorem regulacji, które mają zwiększyć bezpieczeństwo nabywców elektryków. Wśród nich jest zakaz ładowania do pełna [niektóre media: „w pewnych okolicznościach”, np. jeśli pojazd ma stać przez dłuższy czas], nakaz pełnej jawności w kwestii dostawców i składu ogniw oraz stworzenie niezależnych procedur testowych sprawdzających wytrzymałość baterii na ogień.
Południowokoreański rząd dmucha na zimne
Chociaż ze szczątkowych raportów wynika na razie, że auta elektryczne palą się rzadziej niż spalinowe oraz że ludzie „przywykli” do pożarów pojazdów z tradycyjnymi silnikami, ostatni pożar Mercedesa EQE w Korei Południowej wywołał ogólnonarodową debatę nad bezpieczeństwem akumulatorów Li-ion. Rządzący natychmiast zaczęli się domagać od producentów pełnej jawności w kwestii dostawców ogniw Li-ion – żeby możliwe było budowanie statystyk zapłonów z podziałem na marki i pochodzenie baterii. Firmy będą musiały też podawać format zastosowanych ogniw (cylindryczne, saszetki, prostopadłościenne) oraz rodzaj zastosowanych surowców.
Wśród regulacji jest też [warunkowy?] zakaz ładowania samochodów do pełna, bo fizyczne uszkodzenie ogniwa naładowanego do pełna prowadzi do nagłego, niedającego się kontrolować i intensywnego ognia, czasem wręcz fajerwerków. Przy naładowaniu do 80-90 procent (lub poniżej tych wartości) ucieczka energii jest dużo mniej intensywna, wolniejsza, strażacy mają większe szanse i więcej czasu na reakcję. Mercedes EQE, który spłonął na parkingu podziemnym w Korei Południowej, sprawił, że uszkodzeniu uległo kilkadziesiąt lub kilkaset samochodów [rozbieżne dane w zależności od źródła – red.] i 200 rodzin nie miało gdzie mieszkać przez parę tygodni.
Gaszenie wszystkich pojazdów zajęło w sumie osiem godzin, Mercedes wypalił się do cna, dlatego nie udało się zbadać, jaka była przyczyna zapłonu. Zostało tylko nagranie z monitoringu:
W nowych budynkach mają pojawić się zaawansowane systemy monitorowania przeciwpożarowego (zwróć uwagę na nagranie powyżej – nie ma nawet zraszaczy) oraz materiały bardziej odporne na ogień (źródło). Straż pożarna ma zostać wyposażona w mniejsze wozy, żeby łatwiej im było manewrować w ciasnych parkingach. Rząd pracuje nad procedurami certyfikowania odporności baterii na ogień, planuje też osobne badania homologacyjne dla akumulatorów, które mają dopuszczać (bądź nie) wybrane baterie i samochody elektryczne na rynek.
Przedstawiciele sektora bateryjnego sugerują, że regulacje mogą być przesadzone. Z reguły jest bowiem tak, że niezależnie od przyczyny pożaru, media zawsze oskarżają i z miejsca skazują samochód elektryczny (vide: pożar na Górczewskiej). W dodatku producenci ogniw mają tylko częściowy wpływ na poziom bezpieczeństwa, dużo zależy też od firmy, która odebrała ogniwa i złożyła z nich baterię oraz w jaki sposób to zrobiła.