Mimo zmiany prezesa, BMW nadal oficjalnie przekonuje, że optymalnym rozwiązaniem dla klientów są dziś hybrydy plug-in. Korzystanie z elektryków „niesie za sobą ograniczenia”, ponadto „liczba stacji ładowania jest zbyt mała” a rozmaite zachęty finansowe – „zbyt słabe”.
Nowy prezes, stara mantra
W lipcu tego roku Harald Krueger zrezygnował z funkcji prezesa BMW. Zrobił to po naciskach akcjonariuszy, którzy uznali, że firma zbyt mało robi w segmencie aut elektrycznych, że zaprzepaściła przewagę uzyskaną dzięki BMW i3 oraz że zbyt mocno nastawia się na promowanie hybryd plug-in (ładowanych z gniazdka).
> Harald Krueger rezygnuje z funkcji prezesa BMW z końcem kontraktu
Jednak nowy prezes i przedstawiciele firmy powtarzają dokładnie te same argumenty, może tylko w nieco łagodniejszej formie. W rozmowie z portalem WhichCar, Heinz Treseler, jeden z współtwórców BMW X5 PHEV, podkreślił, że „hybrydy plug-in w wielu wypadkach nadal są najlepszym rozwiązaniem”, a korzystanie z samochodów elektrycznych „niesie ze sobą ograniczenia”.
Australijski oddział BMW dodał do tego, że infrastruktura ładowania nie jest jeszcze gotowa, a zachęty [finansowe] dla potencjalnych zainteresowanych autami elektrycznymi są zbyt słabe.
To wszystko brzmi rozsądnie. Problem w tym, że to sprytna gra marketingowa. Firma produkująca przez kilkadziesiąt lat samochody spalinowe nadal wolałaby produkować i sprzedawać samochody spalinowe, co jest zrozumiałe. Stara się więc lekko straszyć zainteresowanych elektrykami, wątpiących utwierdzać w przekonaniu, że trzeba jeszcze czekać.
Oraz podsuwać im samochody [częściowo] spalinowe.
A samochody [częściowo] spalinowe to ceny zbliżone do elektryków, a oprócz tego obowiązkowe serwisy, wymiany oleju, filtrów, świece, wtryskiwacze, paski napędowe, …:
> Dealerzy mają powody do zmartwień. Samochody elektryczne to zagrożenie dla ich egzystencji
Zdjęcie otwierające: BMW 225xe Active Tourer (c) BMW