Władze Regionu Flamandzkiego (Belgia) utrzymały dopłatę do samochodu elektrycznego w wysokości 4 000 euro. Pierwotnie planowano, że w 2019 roku zostanie ona obniżona do 2 000 euro, ale ze względu na dość skromne wykorzystanie budżetu pozostawiono ją na wysokości 4 tysięcy euro.
Bogatszym dopłacają, biedniejsi kupują drożej
Dopłata w wysokości 4 tysięcy euro (równowartość 17 tysięcy złotych) dotyczy samochodów całkowicie elektrycznych kosztujących nie więcej niż 31 tysięcy euro (równowartość 132 tysiące złotych). Za tę kwotę kupimy w Belgii Renault Zoe i… to właściwie koniec. Ale nie ma się czym przejmować, bo w przedziale od 31 do 41 tysięcy euro (równowartość 132-175 tys. zł) dopłata jest o zaledwie 500 euro niższa, a za takie pieniądze kupimy już Nissana Leafa, Hyundaia Konę Electric, Kię e-Niro czy Soul EV.
Gdy samochód kosztuje od 41 do 61 tysięcy euro, bonus finansowy wynosi 2,5 tysiąca euro, a gdy auto kosztuje ponad 61 tysięcy euro, władze Regionu Flamandzkiego dorzucą nam 2 tysiące euro. Jako ciekawostkę warto dodać, że dopłata do samochodu na wodór wynosi 4 tysiące euro niezależnie od jego ceny (źródło).
> Volkswagen chce udostępnić platformę MEB innym producentom. Ford będzie pierwszy?
Do ubiegania się o bonus finansowy uprawnione są osoby fizyczne, jednoosobowe działalności gospodarcze, organizacje non-profit i operatorzy carsharingu. Nie ma konieczności wykładania całej kwoty od razu – samochód może zostać zakupiony w ramach leasingu. W 2018 roku z bonusu finansowego skorzystało 415 właścicieli aut spośród wszystkich 3 648 elektryków zarejestrowanych w Regionie Flamandzkim – większość z nich kupiły firmy, które nie są uprawnione do opisywanej powyżej premii finansowej.
Jak liczyliśmy niedawno, Polacy są w wyjątkowo nieszczęśliwej sytuacji. Nie dość, że w naszym kraju nie ma żadnych dopłat do samochodów elektrycznych (nie licząc zniesionej akcyzy), to jeszcze auta najczęściej są u nas droższe:
> Cena Hyundaia Kona Electric w Europie, czyli Polacy płacą (NAJ)WIĘCEJ