Londyńczyk prowadzący kanał Seen Through Glass podzielił się swoimi doświadczeniami z korzystania z Renault Twizy w mieście. Jako że rozważaliśmy zakup Twizy zamiast skutera lub samochodu, postanowiliśmy przyjrzeć się recenzji i sprawdzić, czy czterokołowiec Renault faktycznie może stanowić alternatywę do jednośladu lub prawdziwego samochodu.
Renault Twizy – warto czy nie?
Renault Twizy to elektryczny czterokołowiec o mocy 17 KM (13 kW) z baterią o pojemności 6,1 kWh, który w wersji dwumiejscowej kosztuje od 53 200 złotych. Do tej kwoty należy doliczyć 1 500 złotych za drzwi, 1 000 złotych za dach i 1 500 zł za alarm – co daje w sumie 57 200 złotych. To sporo, jeśli wziąć pod uwagę, co otrzymujemy w zamian.
Youtuber nazywa Twizy elektrycznym gokartem. Podkreśla, że standardowa wersja nie posiada drzwi, ogrzewania ani nawet radia – w tym zakresie nie różni się zatem szczególnie od motocykla. Plusem Twizy jest to, że można nim wjechać do centrum Londynu bez uiszczania opłaty w wysokości 26 funtów (równowartość 124 złotych / doba).
> Volkswagen ID. Neo: pierwsze wrażenia dziennikarza [YouTube] i wizualizacja Motor1.com
Minusy? Twizy ma bardzo twarde zawieszenie (o krótkim skoku), które mocno daje się we znaki kierowcy. Słabością jest również kiepska widoczność, mikroskopijna przestrzeń dla pasażera (w wersji osobowej) oraz drzwi, które tak naprawdę nie stanowią żadnego zabezpieczenia przed złodziejem.
Plusem pojazdu jest natomiast prostota użytkowania (gaz-hamulec, bez zabawy biegami), możliwość poprzecznego parkowania oraz duża frajda z jazdy. Kiedy jednak Seen Through Glass przeszedł do zasięgu, okazało się, że w Londynie Twizy przejeżdżał zaledwie 40-48 kilometrów na jednym ładowaniu. Biorąc pod uwagę, że przeciętny Polak według GUS przejeżdża 33,2 kilometra dziennie, zasięg Twizy można określić mianem „ledwie wystarczającego”.
> KATOWICE. Tauron dodaje do Nissany Leafy floty carsharingowej i podnosi cenę do 50 gr/min.
Całe nagranie zostało przygotowane podczas ciepłego listopadowego dnia. W wideo zabrakło nam testu podczas deszczu – Warszawa jest zimniejszym, bardziej deszczowym miastem niż Londyn – nie mówiąc już o jeździe na śniegu.
My się wyleczyliśmy: do przejazdów osobowych NIE WARTO. Być może wersja cargo sprawdziłaby się przy dostawach towarów, ale akurat to zagadnienie nieszczególnie nas interesowało.