Studenci z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii (Australia) zbudowali samochód elektryczny „Violet”, który przejechał 4 100 kilometrów zużywając średnio 3,25 kWh na 100 kilometrów. Gdyby pojazd był ładowany w Polsce w taryfie G11 (standardowej), wykorzystane przez niego 133 kWh energii kosztowałyby zaledwie 76 złotych. Jednak Violet jeździł całkowicie za darmo…
Violet: 5 m2 ogniw fotowoltaicznych, czyli jazda za darmo
Poprzedni rekord na tym dystansie wynosił 5,5 kWh/100 km. Twórcy pojazdu Violet chcieli go pobić, jednak wyniku 3,25 kWh/100 km raczej się nie spodziewali. To o około 4-5 razy mniej niż zużywałby normalny samochód elektryczny jadący w tych samych warunkach! Cały dystans 4 100 kilometrów z Perth do Sydney przejechano w sześć dni, każdego dnia ekipa pokonywała średnio około 600 kilometrów. Nie do końca wiadomo, z jaką szybkością poruszał się Violet, ale w opisie pojawia się wzmianka o swobodnej jeździe z szybkością 60 km/h, która zużywa mniej więcej tyle energii, ile toster na cztery kromki chleba (źródło).
> JAWOR będzie miał gigafabrykę (ang. gigafactory) baterii do samochodów elektrycznych?
Violet został wyposażony w 318 monokrystalicznych ogniw fotowoltaicznych zajmujących 5 metrów kwadratowych dachu i pokryw bagażników. Średnia efektywność ogniw to około 22 procent. Znajdująca się na pokładzie bateria miała 20 kWh pojemności (2 moduły po 10 kWh). W dodatku cała wykorzystana do jej ładowania energia pochodziła z ogniw słonecznych – a więc pojazd jeździł całkowicie za darmo, na słońce!
Do napędu wykorzystano dwa silniki elektryczne zamontowane w piastach tylnych kół, dzięki którym Violet mógł się rozpędzić do maksymalnie 140 km/h. Podwozie zbudowano z włókien węglowych, cały pojazd bez kierowcy ważył zaledwie 360 kilogramów. Do elementów wyposażenia należały ekrany kontrolne, czujniki parkowania i patrząca wstecz kamera. Tej ostatniej trudno się dziwić: Violet nie ma lusterek, a tylną szybę pokryto ogniwami słonecznymi.
> Samochód na słońce Sion – jeszcze nie trafił do sprzedaży, już podrożał
Choć na metę dojechano dwa dni wcześniej niż zakładano, nie obyło się bez problemów: podczas jazdy doszło do pożaru baterii i awarii tylnego zawieszenia. Dystans udało się jednak pokonać.