Niemcy to jeden ze światowych pionierów, gdy chodzi o eksperymentalne wdrożenia wodoru czy to przemyśle, czy w transporcie. Jednak wodorowe pociągi w Niemczech nie mają szczęścia, Badenia-Wirtembergia już się z nich wycofała, bo okazały się za drogie. Teraz Dolna Saksonia zaczęła eksploatować je w ograniczonym zakresie, bo pojawiły się problemy z dostawcami i operatorami stacji tankowania wodoru. Część kursów ratowana jest składami spalinowymi, część może zniknąć.
Wodór z problemami nawet tam, gdzie przyjęto go z szeroko otwartymi ramionami
Wykorzystywany przez pociągi wodór był odpadem w zakładach chemicznych DOW Group w Stade, mieście na zachód od Hamburga (Niemcy). Transportowano go cysternami drogowymi na położoną o około 30 kilometrów dalej stację tankowania lokomotyw. Gaz nie był wytwarzany w procesie elektrolizy, chociaż w przyszłości ma się to zmienić. Na razie nie wiadomo, kiedy jego produkcja wróci do wystarczających poziomów – przestój trwa od kilku dni.
Lokalny przewoźnik ostrzegł, że ze względu na konieczność wdrożenia planów oszczędnościowych, podwójne zespoły trakcyjne zamienił na pojedyncze, ponadto może dochodzić do zmian w rozkładach, w tym do skasowania niektórych kursów. Na szynach pojawiły się też składy zastępcze zasilane olejem napędowym, ale jest ich zbyt mało, żeby zastąpić wszystkie pociągi wodorowe. Przedstawiciele organizacji irytują się, że choć producent wodoru wiedział o zbliżających się problemach, zbyt późno poinformował o nich przewoźnika i nie zorganizowano żadnych alternatywnych źródeł gazu.
Składy zasilane wodorem stosowane są tam, gdzie nie opłaca się budowanie trakcji elektrycznej a pociągi bateryjno-elektryczne mogłyby mieć zbyt słabe zasięgi, żeby funkcjonować z zadaną częstotliwością. Dodajmy, że działający w Dolnej Saksonii inny regionalny operator kolejowy, LNVG, również eksperymentował z napędem wodorowym, ale ostatecznie się poddał i ogłosił, że jednostki z silnikami spalinowymi wymieni stopniowo na składy bateryjno-elektryczne. Wodór okazał się zbyt drogi.