Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump wytrwale realizuje swe zapowiedzi z kampanii wyborczej. Od kwietnia 2025 roku wprowadzi cła wynoszące „około 25 procent” na samochody importowane do USA. Jako że taryfami przywozowymi objęto już metale, z których wytwarzane są auta – nowe stawki wejdą w życie w marcu – nawet te pojazdy, które powstają lokalnie, będą droższe. A to oznacza ich mniejszą przystępność. A to oznacza ekologię 🙂
Wyższe cła, żeby ludziom żyło się dos…drożej i biedniej
Donald Trump twierdzi, że podatki robią ludziom krzywdę a Stany Zjednoczone były znacznie bogatsze, gdy utrzymywały się z taryf przywozowych. Dlatego zależy mu, by obłożyć cłem wszystko to, co Amerykanie mogą kupić z lokalnej produkcji. Samochodami elektrycznymi brzydzi się szczególnie, ale te spalinowe wytwarzane w innych częściach świata też są mu solą w oku. Dlatego „w okolicy 2 kwietnia” planuje ogłosić nowe taryfy importowe. Nie jest jasne, czy cłami obejmie przede wszystkim sojuszników (Europę, Japonię), z którymi kraj ma największą wymianę handlową, czy może nie będą one zależne od kraju pochodzenia produktu.
W obliczaniu wysokości opłat chce wziąć pod uwagę zarówno stawki stosowane na granicach (faktyczne cła), jak też podatek VAT, bo dla niego jest on formą cła. Dlatego amerykańskie taryfy importowe nazywa „odwzajemnionymi” (ang. reciprocal).
Dziś cła po obu stronach Oceanu Atlantyckiego są nierówne, europejskie samochody oferowane w USA sprzedawane są stawką w wysokości 2,5 procent, z kolei w przeciwnym kierunku taryfa przywozowa wynosi już 10 procent. To efekt dawnego porozumienia, w ramach którego Ameryka postanowiła chronić swój przemysł motoryzacyjny i utrudnić innym państwom wejście w wysokomarżowy segment pickupów – te wytwarzane w Europie objęte są w Stanach cłem w wysokości aż 25 procent. Dlatego prawie ich tam nie ma. Problem w tym, że rynek pickupów zaczyna się kurczyć.
Oprócz powyższego w marcu 2025 roku zaczną obowiązywać cła w wysokości 25 procent na stal i aluminium trafiające do Stanów. Rodzimi producenci samochodów albo siedzą cicho, albo głośno komentują, że to będzie dla nich sporym obciążeniem. Najważniejszą korzyść odniesie jednak konsument, ten w Ameryce zapłaci więcej za samochód wytwarzany lokalnie, dzięki czemu będzie mógł wesprzeć swój kraj i działające w nim firmy. Ewentualnie zapłaci jeszcze więcej za model z importu. Albo nie kupi niczego w ogóle, bo nie będzie go stać.