Od tego roku szwajcarski rząd będzie zamawiał na własne potrzeby wyłącznie samochody elektryczne i zasilane wodorem (FCEV). Mowa o autach trafiających do administracji i użytku cywilnego, z wyłączeniem służb w rodzaju wojska – tutaj decydenci nadal będą mieli wolną rękę, gdy chodzi o rodzaj zastosowanego napędu.
Szwajcaria zdecydowała. Polska też – przynajmniej teoretycznie
W 2019 roku szwajcarska administracja dysponowała zaledwie kilkoma sztukami aut czysto elektrycznych, podczas gdy cały tabor liczy około 1,5 tysiąca pojazdów. Decyzja rządu całkowicie to zmieni: każdego roku wymienia się od 150 do 200 samochodów, więc do przejścia na elektryki i auta wodorowe potrzeba będzie 7-10 lat.
To roztropne tempo, które pozwoli urzędnikom przyzwyczajać się do nowości i zrozumieć problemy, z jakimi borykają się kierowcy aut elektrycznych. Czas zyskają również producenci modeli FCEV, bo na razie urzędnicy będą mieli do wyboru jedynie Hyundaia Nexo i Toyotę Mirai – ta ostatnia jest na etapie zmiany generacyjnej.
Zadeklarowane przejście na pojazdy elektryczne wynika z chęci ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Z rozporządzenia wynika, donosi portal Electrive, że „w uzasadnionych przypadkach”, gdy na rynku nie będzie elektryka o wymaganych parametrach, przedstawiciele rządu zostaną upoważnieni do zakupu modelu spalinowego (w domyśle: również starej hybrydy czy hybrydy plug-in). Wyjątki jednak będą musiały zostać zaakceptowane przez główny sekretariat departamentu.
Dodajmy, że również w Polsce (na wzór niemiecki) pojawiły się plany stopniowej elektryfikacji transportu i taboru wykorzystywanego przez urzędników. Sformułowano je w rozdziale 3 art. 34-35 oraz rozdziale 8, artykule 68 Ustawy o elektromobilności (ilustracja poniżej). Z czasem regulacje luzowano, a dziś ich wdrażanie traktowane jest w sposób dość swobodny ze względu na pandemię Covid-19.
Zdjęcie otwierające: ilustracyjne, port ładowania koncepcyjnego Renault 5 (c) Renault
