Intrygujące wystąpienie prezesa koncernu naftowego TotalEnergies, Patricka Pouyanné, przed francuskim Senatem. Przyznaje on, że firma wraz z Air Liquide postanowiła zainwestować w uruchomienie sieci stacji tankowania wodoru dla transportu ciężkiego, ale nie jest pewny, czy to właściwy kierunek. Nawet jego zdaniem „ostatecznie zwycięży napęd elektryczny” – i mówi tutaj o pojazdach ciężarowych oraz o długich dystansach, nie o samochodach osobowych!

W wodór w transporcie nie wierzą nawet firmy od wodoru

Wodór jako paliwo do samochodów jest dziś mocno promowany przez dwie kategorie firm. W branży 1/ motoryzacyjnej wodór pełni rolę cudownego remedium, „paliwa przyszłości bez wad baterii”, na które trzeba koniecznie zaczekać, bo już za chwileczkę, już za momencik będziemy dysponować pojazdami emitującymi tylko wodę. Z kolei przedsiębiorstwa z sektora 2/ paliw kopalnych widzą w wodorze jedyny ratunek dla swego biznesu, bo mają świadomość, że elektroliza bez strat nie istnieje, zatem zapotrzebowanie na wodór trzeba będzie zaspokajać produkując go taniej z gazu ziemnego lub węgla.

Ale coś się w tych założeniach przestaje spinać. Shell Hydrogen ogłosił niedawno zamknięcie całej swojej sieci stacji tankowania wodoru w Kalifornii (Stany Zjednoczone), ponieważ nie był w stanie dostarczyć odpowiedniej ilości gazu. Teraz prezes Total Energies, istniejącego od stu lat koncernu naftowego, przyznaje się francuskiemu Senatowi, że nie wierzy w wodór nawet w transporcie ciężkim obsługującym duże odległości. „Gdybym miał obstawiać, powiedziałbym, że pojazdy ciężarowe poruszające się na długich dystansach będą elektryczne, nie wodorowe. Ale mogę się mylić” (źródło):

Patrick Pouyanné dostrzega, że elektrolizery są na bardzo wczesnym etapie rozwoju, a ich produkcja generuje wysokie koszty. Pomóc im może brak dofinansowań do wodoru wytwarzanego z paliw kopalnych w ramach systemu ETS oraz promocja gazu produkowanego bezemisyjnie. Ma jednak świadomość, że „rozwój baterii przebiega bardzo szybko” a „80 procent towarów jest transportowanych na dystansie do 500 kilometrów”, więc pojazdy elektryczne – nawet w transporcie ciężkim – bez problemu zastąpią te na olej napędowy. Szczególnie, że „kierowców dotyczą obowiązkowe postoje”, mogą zatem w tym czasie doładować baterie.

Nota od redakcji Elektrowozu: temat podsunął nam Pan Gniewomir Flis, ekspert z branży. Dzięki!

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 4 głosów Średnia: 5]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: