Cóż za niespodziewany twist w temacie pożaru samochodowca Fremantle Highway. Jak informuje agencja DPA cytująca przedstawiciela firmy Boskalis, która zajmie się odzyskaniem aut ze spalonego statku, po pierwszej inspekcji około 1 000 pojazdów „wydaje się być w dobrym stanie”. Z naszego punktu widzenia najważniejszy jest fakt, że deklaracja dotyczy też 500 samochodów elektrycznych, które początkowo oskarżono o spowodowanie pożaru, następnie uznano za przyczynę przedłużającej się akcji gaśniczej.

Samochody elektryczne w ogóle nie uczestniczyły w pożarze

Przypomnijmy: w nocy z 25 na 26 lipca na Morzu Północnym doszło do pożaru samochodowca Fremantle Highway. Media natychmiast wskazały winnego: zapalił się samochód elektryczny. Jako redakcja Elektrowozu usiłowaliśmy wskazywać na bardzo niejasne źródło tej informacji i podejrzaną formę komunikatu – bez przesądzania, do czego naprawdę doszło – ale polskie i zagraniczne media nie miały wątpliwości. Kiedy okazało się, że na pokładzie jest nie 25, lecz 498 aut elektrycznych, wyrok uległ zaostrzeniu: duża liczba elektryków sprawia, że pożar się rozszalał i nie da się go ujarzmić.

Ogień pokonano dopiero tydzień później. W czwartek, 3 sierpnia, statek udało się wreszcie odholować do portu Eemshaven (Holandia). Mniej więcej w tym samym czasie wyszło na jaw, że na pokładzie są auta Grupy BMW (BMW, Rolls-Royce), Mercedesa, Volkswagena; łącznie 3 783 pojazdy, wśród których około 13 procent stanowiły elektryki. Następnego dnia na pokład weszła pierwsza komisja, niedługo później pojawili się przedstawiciele firmy Boskalis, która ma się zająć odzyskaniem nieuszkodzonych aut. Oszacowali oni, że na rynek może wrócić około 1 000 samochodów, które stały na czterech dolnych pokładach (wszystkich jest dwanaście).

Co najważniejsze: cytowany przez agencję DPA Peter Berdowski, szef Boskalis, utrzymuje, że spośród tych nieuszkodzonych 1 000 egzemplarzy jest 500 aut elektrycznych, które „wydają się być w dobrym stanie” (źródło). Mówiąc wprost: to nie samochody elektryczne się paliły, na pokładzie z nimi w ogóle nie było ognia.

Chęć siania plotek i straszenia kontra prawda

Czy to oznacza, że pożaru NIE wywołał samochód elektryczny? Niestety, to zbyt mocna teza, nie da się jej obronić na podstawie obecnych danych. Przecież na górnych pokładach mogły stać pojedyncze elektryki czy hybrydy; BMW i Mercedes mają całkiem pokaźną ofertę modeli PHICE (hybrydy ładowane z gniazdka, dawniej „PHEV”). Ale skoro Berdowski wspomina o odzyskaniu „500 elektryków”, możemy być niemal pewni, że to nie one podtrzymywały szalejący pożar. Nawet jeśli wszystkie media twierdziły zupełnie inaczej.

Fremantle Highway w porcie w Holandii (c) Rijkswaterstaat / X

Jako redakcja Elektrowozu nie chcemy malować trawy na zielono, staramy się po prostu dążyć do prawdy. Nie ma dziś żadnych konkretnych przepisów dotyczących transportu aut elektrycznych na statkach, ale zlokalizowanie ich na dolnych pokładach Fremantle Highway pozwala nam domniemywać, że armator dmuchał na zimne, w razie czego był gotowy je zalać. Pech chciał, że pożar przydarzył się na na pokładach wyższych, gdzie stały „bezpieczne” samochody spalinowe.

Wyjaśnienie tej sprawy może potrwać wiele miesięcy, Berdowski mówi, że część aut dosłownie wtopiła się (ang. fused) w niektóre pokłady. Firma chce zacząć od wypompowania paliwa ze zbiorników, niepokoi się też faktem, że elektryki mają naładowane baterie. Ich uszkodzenie w trakcie transportu mogłoby doprowadzić do nieprzewidzianych rezultatów.

Bardzo fajne i fachowe uzupełnienie zamieścił Pan spowiednick:

Prasze Pana. Statki PTCC i PCC sa statkami wrazliwymi jesli chodzi o statecznosc. Wymaga to od kpt/co szczegolnej starannosci w tym wzgledzie. Dobra praktyka nakazuje obnizenie srodka ciezkosci (KG) aby zwiekszyc wielkosc/zakres ramion prostujacych. Dokonuje sie tego ladujac na poklady niskie 1,2,3,4 ladunki ciezkie . Samochody EV sa duzo ciezsze niz spalinowe i dlatego zaladowano je na nizszych pokladach. Statki ro-ro do ktorych naleza PTCC i PCC sa przez marynarzy nazywane statkami 3-minutowymi, poniewaz tyle czasu mniej wiecej maja na ewakuacje, zanim statek sie przewroci, gdy na poklady ciagle ponizej pokladu wolnej burty dostanie sie woda.

Statki te nie maja grodzi poprzecznych i to powoduje ,ze woda na takim duzym obszarze wywoluje efekt tzw „swobodnej powierzchni” , ktory drastycznie redukuje statecznosc poczatkowa sprawiajac ,ze staje sie ona negatywna co powoduje polozenie sie takiego satku na burte w czasie kilku minut. Armator posiadajacy i eksploatujacy takie statki musi miec taka wiedze i znac jak pacierz dokumentacje statecznosciowa statku, co dotyczy rowniez kapitana i starszego oficera odpowiedzialnych za zaladunek statku.

Dlatego sugestia ,ze przewoznik/armator zaladowal EV ponizej pokladu glownego (poklad rampy) aby je ewentualnie zalac w czasie pozaru jest watpliwa ze wzgledow wymienionych powyzej. Natomiast co by Pan powiedzial na to ,ze pozostawiono poklad nr 5 wolny od pojazdow aby stworzyc skuteczna bariere na wypadek pozaru , w ktorym pala sie EV na pokladzie 1,2,3,4 . ? Stalo sie inaczej i dopiero przy nastepnym pozarze dowiemy sie czy taka metoda jest skuteczna.

Nie przegap nowych treści, OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy:

Jeśli chcesz wynagrodzić Czytelników, którzy są niezawodni w niesieniu pomocy na Forum Elektrowozu, możesz kupić Teslę korzystając z któregoś z tych linków polecających: 7/ nabrU, 8/ ciastek, 9/ ELuk.

Zasady zabawy znajdziesz TUTAJ.
Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 23 głosów Średnia: 3]