Coraz bliżej zmodyfikowania norm CAFE na najbliższe lata, co – jak się szepcze w kuluarach – ma być wstępem do korekty zakazu sprzedaży nowych aut spalinowych od 2035 roku. Zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej, producenci samochodów mają być rozliczani z emisji w całym trzyletnim okresie 2025-2027 zamiast rok po roku, od teraz poczynając. Parlament Europejski właśnie przyjął tę propozycję, pozostało jej zatwierdzenie przez Radę Europejską złożoną z członków rządów krajów Unii.
CAFE 2025-27, niby nie zmienia się nic a zmienia się bardzo wiele
Spis treści
Zgodnie z nowymi zasadami, rozliczenie emisji na poziomie koncernów nastąpi w 2028 roku i obejmie trzy wcześniejsze lata. Teoretycznie firmy muszą utrzymać dotychczasowy kurs i przeć do sprzedaży aut zelektryfikowanych i elektrycznych, by najpóźniej w 2028 roku mieć średnią emisję wynoszącą około 95 gramów CO2 na kilometr. Dodajmy, że średnia wyliczana jest za sprzedane auta, nie za pojazdy zaprezentowane, „w ofercie”, nie ma więc znaczenia liczba elektryków, którą przedsiębiorstwo ma w katalogu. Sprzedaż powinna wynieść około 25 procent całej gamy.
W praktyce dłuższy czas na dostosowanie się do CAFE ma szereg zalet z punktu widzenia producentów samochodów. Pierwszą z nich jest nadchodząca ocena „zakazu 2035″. Jeśli mająca się odbyć w najbliższych latach ewaluacja doprowadzi do wniosku, że „zakaz sprzedaży nowych aut spalinowych od 2035 roku nie jest potrzebny, bo negatywnie wpływa na emocje klientów a trajektoria zmian jest dobra”, nagle okaże się, że samo CAFE też nie musi być aż tak bardzo restrykcyjne. Być może nawet ktoś wystosuje rekomendację, by znieść zakaz, bo „pozytywnie zmieni on nastawienie klientów do elektryków”.
Duży oddech dla producentów
Drugą zaletą jest nawet trzyletni brak wsparcia dla firm o najniższej emisji. Choć jest to ryzykowna strategia, producenci nie muszą zaczynać już teraz negocjacji w sprawie koszyków emisyjnych. W 2024 roku na papierze najlepiej wypadały przedsiębiorstwa z Chin (np. Geely, MG) i Tesla, w 2025 roku, gdy Państwo Środka przestawiło się na sprzedaż modeli spalinowych, w tym hybrydowych, ich wyniki stają się coraz gorsze. Tesla też wpada w tarapaty, bo słabnie jej wynik egzemplarzowy. W 2027 roku Chiny mogą więc stać się niespodziewanym orędownikiem luzowania restrykcji, nawet jeśli w 2024 roku zaczynały od ofensywy czysto elektrycznej.
Trzecim plusem całej sytuacji jest dodatkowy czas na przekonanie klientów do hybryd plug-in oraz opcja obniżenia cen aut elektrycznych. Dotychczas trend związany z kosztami zakupu baterii szedł zdecydowanie w dół, europejskie firmy będą więc mogły oferować ludziom modele hybrydowe z coraz większymi akumulatorami (=niższa emisja), które jednocześnie zapewnią im strumień przychodów z kosztów serwisowych (wymiany oleju itd.). Czwartym i wcale nie ostatnim udogodnieniem są nadchodzące paszporty bateryjne: lada chwila do emisyjnego kosztu samochodu doliczany będzie emisyjny koszt produkcji baterii Li-ion oraz transportu z kraju macierzystego – BEV-y z Chin przestaną więc błyszczeć.
Nota od redakcji Elektrowozu: spodziewajmy się pozytywnej promocji aut elektrycznych w nadchodzących latach.