Miejska spółka transportowa ESWE w Wiesbaden w grudniu 2021 roku odebrała dziesięć autobusów wodorowych za w sumie 6 milionów euro (28,1 miliona złotych) i wprowadziła je do taboru. Teraz, zaledwie rok później, ogłoszono, że przedsiębiorstwo rezygnuje z wodoru, bo „trzy rodzaje napędu to zbyt wiele”, a pojazdy z ogniwami paliwowymi okazały się „bardzo wymagające”. Po sprzedaży autobusów ESWE kupi takie z silnikami Diesla, w przyszłości będzie je stopniowo wymieniać na elektrobusy.
Wady wodoru w transporcie kołowym
Oprócz dziesięciu pojazdów na wodór przedsiębiorstwo ma 120 autobusów elektrycznych i 130 z silnikami Diesla. Elektryki w nocy się ładują, tymczasem na terenie zajezdni trzeba było postawić dodatkową stację tankowania wodoru, więc zrobiło się ciasno. Stacja kosztowała około 2 milionów euro (równowartość ok. 9,4 miliona złotych) i choć firma na nią nie narzeka, w tej chwili nie jest używana, ponieważ się zepsuła i brakuje części, żeby naprawić ją w sensownym terminie (źródło). M.in. dlatego pojazdy na wodór idą pod młotek.
EWSE nie przypadło do gustu również to, że autobusy wodorowe H2.CityGold marki Toyota Caetano są nieprzegubowe, dwunastometrowe. Tymczasem rosnące zapotrzebowanie na komunikację miejską sprawia, że na obciążonych miejskich liniach firma chce wykorzystywać pojazdy o długości 18,75 metra. Dlatego do 2024 roku przedsiębiorstwo chce pozyskać w sumie 36 przegubowców z silnikiem Diesla.
Jak mówią przedstawiciele organizacji, postanowiono zrobić jeden krok wstecz, by móc wykonać dwa kroki naprzód. Od 2025 roku firma planuje pozbyć się 61 krótkich autobusów spalinowych i zastępować je elektrykami, potrzebuje do nich „tylko” większej zajezdni, żeby wszystkie mogły się ładować. Pojazdy wodorowe przekreślono mimo obecności niezbędnej infrastruktury i mimo tego, że Solaris ma już w ofercie 18-metrowego wodorobusa. Nie pomogło im nawet szybkie tankowanie, skoro stacja jest zepsuta.