Petaluma, miasto w Kalifornii, zadecydowało, że nie chce już wspierać rozwoju transportu opartego na paliwach kopalnych. Uznano, że liczba dystrybutorów benzyny i oleju napędowego jest wystarczająca, dlatego nie zostaną wydane żadne nowe pozwolenia na zwiększenie ich liczby czy budowę kolejnych stacji.
Kalifornia kontra Niemcy – czyja droga jest lepsza?
Petaluma nie planuje nakazu zamykania stacji benzynowych, ale pozwolenia chce wydawać tylko na stacje ładowania ewentualnie dystrybutory wodoru. Prace nad uchwałą rozpoczęto niemal dwa lata temu, w maju 2019 roku, a z początkiem kwietnia 2021 wejdzie ona w życie. Jako uzasadnienie podano chęć walki z „nowymi źródłami zanieczyszczeń, które niekorzystnie wpływają na środowisko i zdrowie ludzi”.
Takie podejście nieco przypomina decyzje podejmowane w Chinach. Niektóre duże miasta w Państwie Środka pozwalają na bardzo ograniczoną liczbę rejestracji nowych aut spalinowych, ale swobodnie podchodzą do rejestracji New Energy Vehicles, tj. hybryd plug-in i elektryków. Skutery spalinowe zostały zakazane już wiele lat temu.
Na tym tle kraje europejskie to zdecydowane oazy swobody obywatelskiej. Na przykład Niemcy preferują metodę marchewki, przynajmniej z punktu widzenia obywatela. Kraj wydał nakaz, by wszystkie stacje paliw zostały wyposażone w punkty ładowania samochodów elektrycznych. Nie słychać na razie o zakazach dla nowych stacji paliw.
Warto przy okazji dodać, że w Europie i Stanach Zjednoczonych liczba stacji paliw ulega naturalnemu zmniejszeniu. Konkurencja na rynku jest na tyle duża, że są ją w stanie przetrwać tylko największe podmioty, które stać na operowanie na niskich marżach lub rozbudowę towarzyszącej oferty spożywczej.
Zdjęcie otwierające: jedna ze stacji paliw w Petalumie (c) Google