Eksploatacja tramwajów, trolejbusów czy autobusów elektrycznych może stać się nieopłacalna, alarmuje Adam Woźniak na łamach RP.pl. Lokalne zakłady komunikacyjne otrzymały zapowiedzi przyszłych taryf za energię elektryczną, właściwie wszyscy mówią o wielokrotnych podwyżkach rok do roku, co może skutecznie ubić zeroemisyjny transport.
Elektryczne autobusy temperowane przez wysokie ceny energii
Portal RP.pl cytuje wypowiedzi kilku przedstawicieli jednostek transportowych obsługujących transport miejski. I tak: Miejski Zakład Komunikacyjny w Kutnie płaci 395 zł za 1 MWh energii, w pierwszej ofercie nowego przetargu stawka wynosi 3 200 zł/MWh. W Elblągu opłaty za energię (sumaryczne) mają wzrosnąć z 13 do 88 milionów złotych w 2023 roku. W Poznaniu propozycja to 409 milionów złotych, pięć razy więcej niż w roku 2022 (źródło), z czego Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne zapłaciłoby „178 milionów zamiast niecałych 40 milionów złotych w roku bieżącym”.
Zabawne jest to, że problem mogą stanowić nawet autobusy z silnikami Diesla. We Wrocławiu, pisze dalej RP.pl, Lotos zerwał dotychczasowy kontrakt, a nowych ofert na podobnych warunkach nie ma. W efekcie tych wszystkich działań wiele miast planuje podwyżki cen biletów albo ograniczenia w liczbie kursów.
Opinia
Z punktu widzenia redakcji Elektrowozu Putin może tutaj mówić o wygranej bitwie. Jego napaść na Ukrainę spowodowała zachwianie na światowym rynku ropy naftowej i gazu ziemnego. Ceny paliw windowane są niepewnością, niektórzy analitycy twierdzą, że osiągają poziomy spekulacyjne. Sytuację Polski pogarsza dodatkowo brak węgla na rynku, który jest dziś naszym podstawowym paliwem, gdy chodzi o wytwarzanie energii elektrycznej i ciepła. Autobusy elektryczne stają się coraz droższe w eksploatacji, za moment może się okazać, że uzupełnianie energii w elektryku na stacjach ładowania też podrożało. Ludziom utrwali się, że „elektryczność jest droga i niepewna”, co przykryje fakt, że olej napędowy podlega podobnym trendom.
Na całej sytuacji najlepiej wyszli ci, którzy zawczasu instalowali panele fotowoltaiczne o mocy dopasowanej do potrzeb i decydowali się na elektryfikację pojazdów. Jeśli uprawiają biznes lokalnie lub w promieniu do około 200-220 kilometrów od domu/siedziby, w zasadzie nie muszą bać się zawirowań na którymkolwiek z rynków. Są niezależni lub niemal niezależni, nie muszą martwić się fanaberiami dostawcy oleju napędowego czy energii elektrycznej. To oni będą najlepiej sobie radzić na rynku, na którym ceny paliwa i energii zaczną dobijać część firm.
Zdjęcie otwierające: ilustracyjne, autobusy elektryczne ładujące się w Holandii