Australijskie Stowarzyszenie Transportu Samochodowego (ATA) niespodziewanie zaczęło naciskać na rząd, żeby przygotował kraj do stopniowego przejścia na pojazdy zeroemisyjne. Organizacja domaga się zachęt i legislacji ułatwiającej szeroko pojęte wykorzystywanie elektrycznych i wodorowych ciężarówek. Wszystko przez to, że w kraju zaczyna brakować AdBlue, czynnika pozwalającego na oczyszczanie spalin z tlenków azotu.

Zeroemisyjny transport w Australii = duże wyzwanie

Australijscy kierowcy wspominają o wszystkich sektorach, które są istotne dla rozwoju transportu zeroemisyjnego – a jest ich kilka (źródło). Mówią o przekonaniu właścicieli taborów samochodowych, instytucji finansujących zakupy, współpracy z producentami pojazdów, rozwoju sieci elektroenergetycznej, uruchamianiu stacji ładowania. Oraz o czapce dla tych wszystkich działań, czyli rządowym wsparciu firm logistycznych w zakresie finansowym, legislacyjnym i infrastrukturalnym (sieci ładowania).

Tym, co skłoniło ich do rozejrzenia się za alternatywami, jest narastający niedobór AdBlue, wodnego roztworu mocznika. Dotychczas kraj kupował AdBlue z Chin, ale te zaczynają kierować większą ilość mocznika do produkcji nawozów niezbędnych rolnictwu działającemu w Państwie Środka. W efekcie substancji jest mniej na rynku, jej ceny od 12 miesięcy rosną, by w IV kwartale 2021 roku dojść do rekordowych poziomów. Właściciele ciężarówek mogą więc albo płacić coraz więcej za AdBlue, albo też… zrezygnować z jeżdżenia – bo bez czynnika nowa ciężarówka z silnikiem Diesla nie pojedzie.

Jak gdyby tego było mało, pandemia przerwała wiele łańcuchów dostaw i sprawiła równocześnie, że coraz większa liczba zakupów odbywa się online. W efekcie zapotrzebowanie na transport wzrosło, i to zarówno na skalę globalną, jak też lokalną.

Przedstawiciele współpracującej z ATA Rady Pojazdów Elektrycznych (EVC) podkreślają, że niedobór AdBlue to przedsmak tego, co czeka świat, gdy zacznie brakować paliw. Ich ilość może się zmniejszyć, bo ktoś zechce zakręcić kurek, ale może być też tak, że produkcja benzyny i oleju napędowego zacznie spadać ze względu na coraz mniejsze nimi zainteresowanie. Szacuje się bowiem, że jeden samochód elektryczny wprowadzony na drogi to nieco więcej niż jeden pojazd spalinowy z nich zdjęty. Im mniej litrów paliwa się sprzedaje, tym więcej kosztów przypada na każdą jednostkę objętości.

Zdjęcie otwierające: elektryczne ciężarówki zakupione przez (c) Australia Post

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 8 głosów Średnia: 5]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: