Podczas konferencji zorganizowanej w salonie ciężarówek w Indianie (USA), główny administrator EPA ogłosił chęć uchylenia regulacji wprowadzonych w życie w 2009 roku. Wtedy miały one prowadzić do ograniczania emisji dwutlenku węgla przez Stany Zjednoczone, czego efektem było promowanie pojazdów elektrycznych. Teraz problemu już najwyraźniej nie ma, są tylko „decyzje z czasów Obamy” i możliwość „zaoszczędzenia 54 miliardów dolarów rocznie” (równowartość ok. 200 mld zł).

EPA już się nie martwi o naukę i CO2

EPA została powołana w 1970 roku, bo w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku Ameryka zaczęła dostrzegać, że działalność człowieka niszczy środowisko. Agencja zatrudniała w większości naukowców i inżynierów, ustalała normy i dbała o ich przestrzeganie oraz edukowała w kwestii ekologii. Od początku przemysł był wobec niej od sceptycznego do wysoce niechętnego, bo „przeszkadzała w czynieniu Ziemi poddaną” (czytaj: zarabianiu pieniędzy). Przyklaskiwali jej natomiast zwykli ludzie a w jej rozruchu pomógł między innymi nagłośniony przez media pożar rzeki (!) Cuyahoga w Ohio (Stany Zjednoczone), którą podpalił przejeżdżający pociąg.

Celem instytucji było przekuwanie wiedzy naukowej na obowiązujące regulacje, by chronić zdrowie amerykańskich obywateli.

Teraz EPA proponuje odwołanie przepisów dotyczących emisji gazów cieplarnianych (w tym CO2) przez samochody i silniki spalinowe, które ustalano od 2009 roku (źródło). Wszystko po to, by „konsumenci mieli możliwość wyboru” i mogli „zakupić bezpieczny i niedrogi samochód dla swojej rodziny”, a przy okazji żeby możliwe było obniżenie kosztów dostaw realizowanych przez ciężarówki zasilane olejem napędowym. Przywrócenie norm emisji z początku XXI wieku pozwoli producentom na powrót do starych silników spalinowych, bez konieczności używania zaawansowanych systemów oczyszczania spalin.

Lee Zeldin, administrator Agencji Ochrony Środowiska podczas przemówienia w siedzibie producenta samochodów ciężarowych w Indianie (c) EPA

To nie koniec: przedstawiciele agencji utrzymują, że pod przewodnictwem Obamy i Bidena EPA „naginała prawo, ignorowała precedensy i wypaczała naukę”, dlatego proponują pozbawienie instytucji możliwości wpływania na normy emisji w przyszłości. Dotychczasowym problemem Amerykanów miał być nie dwutlenek węgla, „którego [wpływu] nigdy nie oceniono niezależnie”, lecz coraz ostrzejsze restrykcje aplikowane właśnie przez EPA. Miały one wygenerować dodatkowe koszty („podatki”) w szacowanej wysokości 1 biliona dolarów.

Ponadto w sposób nieuzasadniony promowały pojazdy elektryczne, co w transporcie ciężkim mogło doprowadzić do katastrofy biznesowej przez nakaz stosowania zeroemisyjnych ciągników siodłowych (GHG Phase 3 od 2027 r.). Dyskusje nad regulacjami trwają, przy obecnej szybkości prac mogą zostać przekute w obowiązujące prawo w 2026 roku i zacząć obowiązywać od 2027 roku.

Nota od redakcji Elektrowozu: Jezus Maria.

Nota 2: jak bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera…

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 5 głosów Średnia: 4.2]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: