Pan Artur, nasz Czytelnik i regularny komentator na stronach Elektrowozu, użytkuje Jaguara I-Pace. Z nastawienia pełnego entuzjazmu – kupił ten samochód! – przeszedł do rozczarowania i rezygnacji. Samochód elektryczny nie pomaga mu w realizacji celów, wręcz przeciwnie: zaczyna mu przeszkadzać. Oto historia, którą się z nami podzielił. Nasz komentarz znajduje się na końcu tekstu.
Tekst został lekko zredagowany. Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Jaguar I-Pace. Od fascynacji do rozczarowania
Spis treści
Elektrycznego Jaguara mam prawie drugi rok. Przejechałem nim około 32 tysiące kilometrów, na razie po Polsce. Z marką Jaguar jestem związany od 2010 roku, wtedy kupiłem pierwsze auto marki Jaguar Land Rover. I-Pace’a poznałem na pokazie przedpremierowym, miałem okazję pojeździć nim po Warszawie, potem na prezentacji na torze, aż wreszcie dostałem auto na tydzień. Kiedy sprzedałem swojego Jaguara XKR, stwierdziłem, że „Może teraz czas na I-Pace’a”.
Lubię ten samochód. Lubię, jak się prowadzi. Lubię jego przyspieszenie, wykończenie. Podoba mi się jazda po buspasach i darmowe parkowanie w Warszawie. A przede wszystkim podoba mi się cisza w kabinie. I-Pace to genialne auto, ale chyba tylko do miasta. Przy zakupie rozpatrywałem elektrycznego Jaguara jako drugie auto, które w przyszłości mogłoby się stać podstawowym samochodem w domu. Teraz muszę przyznać, że tak się nie stanie w przewidywalnej przyszłości.
Sporo jeżdżę w dłuższe trasy, które nie mogą mnie męczyć; muszę być na tyle wypoczęty, żeby móc działać na miejscu. W dodatku po drodze rozmawiam, załatwiam sprawy przez telefon, a przy okazji chcę dojechać na czas i w rozsądnym czasie wrócić.
Rozczarowania
Jaguar I-Pace negatywnie mnie zaskoczył wysokim zużyciem energii. Zużycie potrafi wzrosnąć, gdy temperatura gwałtownie spadnie. To niespodziewane i potrafi być mocno frustrujące. Parokrotnie wróciliśmy do domu z baterią pokazującą 0 procent energii, [co nie było komfortowe]:
Ostatnio miał pojechać ze mną do Poznania [z Warszawy, ok. 310 km]. Ale nie dostał szansy, ponieważ okazało się, że po drodze musiałbym się zatrzymać na ładowanie. Pojawiło się ryzyko, że nie zdążę. Później w trakcie podróży do Międzyzdrojów [646 km] okazało się, że moje obawy były słuszne. Gdy temperatura spadła poniżej 0 stopni Celsjusza, zasięg potrafił spaść do 200 kilometrów.
Mam dwie trasy, które pokonuję regularnie. Jedna to 300 kilometrów (plus powrót) za Augustów, druga to 646 kilometrów do Międzyzdrojów właśnie. Jedziemy z rodziną: dwoje dorosłych, dwójka dzieci, dwa psy po 30 kilogramów i bagaż. Żeby I-Pace miał w miarę rozsądne zużycie energii, na każdej z tych tras musi jechać poniżej ograniczeń. W dodatku po dotarciu do ładowarki zawsze przecież może się okazać, że jest ona uszkodzona lub zajęta (co się zdarzało).
I teraz uwaga: podróż do Międzyzdrojów przy mocno ujemnych temperaturach trwała około 11 godzin w jedną stronę. Samochód spalinowy potrafi ją pokonać w 6-6,5 godziny. Wyjazd za Augustów przy temperaturze powietrza wynoszącej 4-8 stopni to 5 godzin. Ładujemy się jadąc w tamtą stronę, na miejscu, w drodze powrotnej i oczywiście na miejscu. Samochód spalinowy potrafi tę trasę pokonać w 3-3,5 godziny na 1 tankowaniu. Dojedziemy, wrócimy i jeszcze zostanie na tyle paliwa, że będziemy mogli pokręcić się po okolicy po powrocie.
Obecnie jeżdżę Land Roverem Discovery 5 z silnikiem 3.0 D. Tę samą trasę pokonywałem też Audi Q5, BMW 5 i X5, Jaguarami XE, XF, F-Type, XKR, E-Pace i F-Pace, Land Roverami: Freelanderem, Discovery Sport, Range Roverem Sport 3.0 D, SVR i 4.4 D, a nawet Volvo XC60 T6.
Mały bagażnik, powolne ładowanie
Zużycie energii to jeden minus. Drugim jest niewystarczająca pojemność bagażnika. I-Pace jest pierwszym samochodem od dłuższego czasu, w którym musiałem zrezygnować z zabierania czegoś. Nie wystarczyło nam przestrzeni. [Elektryczny Jaguar ma 557 litrów pojemności], ale tylna szyba dość mocno ogranicza pakowność samochodu.
Ładowanie samochodu w domu przy codziennej jeździe po mieście nie jest uciążliwe. Ale w podróży jest już tak sobie. Ładowarki są wolne, w dodatku zdarzają się niespodzianki. Moim zdaniem nie ma jeszcze w Polsce infrastruktury, która pozwalałby na swobodne korzystanie z takiego auta. 40-50 kW w trasie to jakiś ponury żart, w dodatku stacje ładowania zdarzają się w jakichś przypadkowych miejscach i często służą do promocji czegoś.
Moim zdaniem by swobodnie korzystać z elektryka, przy ładowarce powinno się spędzać maksymalnie 15 minut. Niestety, żeby było jeszcze gorzej, ostatnia aktualizacja oprogramowania w moim samochodzie przyniosła… spadek zasięgu.
Oczywiście: nie da się wykluczyć, że wybrałem złe auto, że inne samochody elektryczne są mniej uciążliwe w trasie. Być może Tesla zużywa mniej energii. Chociaż z moich spotkań z właścicielami Tesli na stacjach ładowania nie wynikło, żebym aż tak bardzo się mylił…
Audi zaproponowało mi ostatnio test e-trona. Zobaczymy, czy dojdzie do skutku.
Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: publikujemy ten materiał, żeby uświadomić Czytelnikom, że źle dobrany elektryk może ich zniechęcić do kolejnych. Mamy jeszcze jednego Czytelnika, który też wybrał Jaguara I-Pace, a niedawno przypadkiem dowiedzieliśmy się, że zamówił Teslę (przed którą przez długi czas się bronił). Z jego komentarzy wynikało, że miewał podobne problemy do opisywanych, w dłuższe trasy wolał wyruszyć samochodem spalinowym, a nie wygodnym i futurystycznie wyglądającym elektrycznym crossoverem.
Dopóki samochód ma rozsądne zużycie energii (np. średnio 20 kWh/100 km), wtedy uzupełnianie energii na ładowarce o mocy 40-50 kW nie boli aż tak bardzo, bo zyskujemy +200-230 km/h (+100 km w 30 min). Gdy jednak zużycie jest wyższe, my lubimy pojechać trochę mocniej, a temperatura spada, rozpoczynają się kalkulacje. Nie jest miło stać na ładowarce i czekać na kapiącą do baterii energię, gdy chwilę wcześniej jechało się 140 km/h w ciszy i komforcie.