Dzięki uprzejmości polskich oddziałów Renault i Dacii byłem jedną z pierwszych osób w Polsce zaproszonych do przejazdu Dacią Spring Electric. Na wszystko miałem zaledwie 1 godzinę – to moja wina – ale wydaje mi się, że po tym czasie już wiem, dla kogo jest ten samochód. I cieszę się, że go wyprodukowano.

Dacia Spring Electric – minirecenzja po 1 godzinie z autem

Podsumowanie

(staropolskim zwyczajem zaczynamy od końca)

Dacia Spring Electric to idealny samochód do carsharingów lub dostawców jedzenia. Słabe przyspieszenie nie przeszkadza za bardzo w mieście, tanie tworzywa ułatwią mycie i konserwację. To mógłby być również idealny samochód elektryczny dla osób na emeryturze, które dojeżdżają tylko na działkę, zdarza im się przewieźć coś większego albo brudnego (np. skrzynkę ziemniaków). Auto jest proste, może jeździć bardzo tanio i dość wygodnie jak na ten segment. Raczej nie może być podstawowym autem elektrycznym w rodzinie.

Problem w tym, że cena samochodu może jest i niska, jak na elektryka, ale obiektywnie patrząc wcale nie jest aż tak tanio (od 76 900 zł). Nie spodziewamy się, żeby za tę kwotę Dacia Spring Electric zelektryfikowała polskie drogi, choć jest całkiem zgrabna – bo to, że na niej oszczędzano, widać na każdym kroku.  Sytuacja może się zmienić, gdy auto potanieje do 40-45 tysięcy złotych – wystarczy, że będzie to kwota z dopłatą.

Nasza ocena: 6/10 (minimum dla elektryka to 5).

Zalety:

  • nieco ładniejsza niż na zdjęciach, na drodze prezentuje się znośnie,
  • spory bagażnik jak na klasę,
  • praktyczna i tania w eksploatacji,
  • przecierająca szlaki najtańszym elektrykom, może rozbudzi konkurencję w segmencie,
  • nie zachęca do łamania przepisów.

Wady:

  • za droga,
  • oszczędności widać na każdym kroku,
  • na tylnej kanapie bardzo mało miejsca,

Rekomendacja:

  • przejedź się samochodem w Traficarze zanim zdecydujesz,
  • poczekaj rok, powinno być taniej,
  • nie wsiadaj z nastawieniem, że każdy elektryk musi mocno przyspieszać, bo się rozczarujesz.

Czy redakcja www.elektrowoz.pl kupiłaby ten samochód w roli auta służbowego?

Raczej NIE. Auto sprawdzi się przy przemieszczaniu w obrębie miasta, jednak zniechęca nas stosunek możliwości do ceny. Za około 10-15 tysięcy złotych więcej można kupić Skodę Citigo e iV (gdy się pojawia na stronie) albo 2-3-letnie Renault Zoe ZE 40. Obydwa auta gwarantują wyższy komfort jazdy i większe zasięgi na baterii.

Test: Dacia Spring Electric na szybkiej przejażdżce po mieście

segment: A,
cena: od 76 900 zł,
pojemność baterii: 27,4 kWh,
napęd: przód,
moc: 33 kW (45 KM), 22 kW (30 KM) w trybie Eco,
pojemność bagażnika: 270 (290) litrów,
konkurencja: Skoda Citigo e iV (żwawsza, większy zasięg), Renault Zoe ZE 40 R90 lub Q90 z rynku wtórnego.

Przy pierwszym kontakcie zauważyłem, że auto na żywo prezentuje się nieco lepiej niż na zdjęciach. Czarne nadkola sprawiają, że 14-calowe felgi nie wypalają już oczu, a reszta jest znośna. Rozmaitych zaskoczeń było więcej: gdy zamknąłem drzwi, auto się zakołysało (czytaj: jest lekkie). Gdy chciałem pojechać, musiałem włożyć kluczyk do stacyjki, przekręcić go i zwolnić hamulec postojowy – jak w aucie spalinowym.

Wrażenie z kabiny jest takie, że jest tanio. A właściwie: bardzo tanio. Na pierwszy rzut oka wzorniczo jest OK, ale gdy zajrzałem na dźwignie, na mocowania, na kierownicę (zwróćcie uwagę, że ile jest zaślepek zamiast przycisków; to może być element wyposażenia Business), to poczułem, że to ma być przede wszystkim auto do carsharingów. Rozumiem, przyjmuję. Was ostrzegam: jeśli macie coś, co teraz w samochodzie jest dla Was ważne, to w Dacii Spring na 80-90 procent tego nie ma:

Wnętrze raz jeszcze, tym razem w 360 stopniach. Można pauzować i się rozglądać. Zauważyliście, jaki samochód stoi po prawej stronie? 🙂

Nie ma na przykład miejsca z tyłu. To że ja się tam nie mieściłem (1,9 metra wzrostu), jest dość zrozumiałe w segmencie A. Ale nawet upchnięcie dziecka byłoby tam problematyczne. Może udałoby się w rodzinie 2+1, w której żona przesunęłaby fotel do przodu? Albo gdy jako ludzkość posiądziemy zdolność wciągania kolan, żeby wybrzuszyć czaszkę? (bo nad głową miejsce miałem)

Innych zaskoczeń też trochę było. Bagażnik z tyłu był całkiem-całkiem, spokojnie mógłbym tam zapakować bagaże dla małej rodziny na weekendowy wyjazd (270 litrów według VDA, 290 litrów według Dacii). Walizka na kółkach też powinna się zmieścić, ba, na upartego i dwie wejdą. Z przodu bagażnika nie było, pod maską plątanina, ale ogólnie to pustawo:

Wrażenia z jazdy? Ten samochód ma 33 kW (45 KM) i 19 sekund do 100 km/h, więc nie oczekujmy cudów. Do 50 km/h wciśnięcie pedału przyspieszenia do podłogi sprawia, że trochę przyspiesza. Oczywiście, w stylu elektryka, bez wycia, z lekkim wizgiem falownika i rosnącym hałasem w kabinie. W trybie Eco jedzie dostojnie i normalnie. Powyżej 50 km/h jedzie dostojnie i normalnie. Kto przesiądzie się z miejskiego samochodu spalinowego, nie powinien poczuć różnicy.

Ogólnie: do miasta w sam raz, nie byłem zawalidrogą, nie bałem się, że ktoś we mnie uderzy na szybkim lewoskręcie. Mojej Żonie by się spodobało, bo ona nie lubi, gdy samochód wyrywa do przodu. Do ścigania się odradzam, Dacię Spring Electric objedzie nawet auto z wolnossącym silnikiem spalinowym o pojemności 1.2 litra.

Zawieszenie? No, jest. Działa. Tłumi. Komunikuje nawierzchnię. W zakrętach na nierównościach czułem pewną nerwowość, ale przecież nikt normalny nie będzie się tym ścigał. Szczególnie, że Traficar rozlicza wyłącznie kilometry, bez troski o czas jazdy.

Zasięg? Gdy wyruszałem, miałem 69 procent baterii, prognozowane 132 kilometry zasięgu i 23 przejechane kilometry. Później prognoza lekko urosła i spadała z wyższego poziomu, choć przecież testowałem możliwości samochodu. Po przejechaniu 20 kilometrów (licznik = 43 km) zużyłem 12 procent baterii i miałem prognozę na 115 kilometrów. Owszem, jechałem po mieście, tyle że tego dnia były 3 stopnie Celsjusza i nie było mowy o tym, żeby ktokolwiek na mnie trąbił – normalna, zwykła jazda do celu.

Łatwo policzyć, że na pełnej baterii powinienem pokonać 160-170 kilometrów, co daje zużycie na poziomie 16,4 kWh/100 km (164,4 Wh/km). Jak na te eksperymenty, które robiłem (jazda dynamiczna, ogrzewanie plus niska temperatura na zewnątrz), wynik jest bardzo w porządku. Przy normalnej jeździe powinien przełożyć się na 190-200 kilometrów zasięgu na jednym ładowaniu. Gdy zrobi się cieplej, może nawet trochę więcej. Nieźle pasuje do WLTP, które obiecuje 225-230 jednostek zasięgu na baterii.

Cieszę się, że ten samochód trafił na rynek, bo brakuje nam aut wywołujących presję cenową. Jest szansa, że to się zmieni. I to tyle.

A oto obiecane nagranie z przejażdżki w 360 stopniach (perspektywę zmieniaj myszką, koniecznie włącz 4K):

Nota od redakcji www.elektrowoz.pl: dłuższe nagranie z przejazdu się kompresuje. Gdy kompresja dobiegnie końca, dołączę filmy do tekstu. Zalecam samodzielną przejażdżkę samochodem przed jakimikolwiek decyzjami zakupowymi.

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 3 głosów Średnia: 3.7]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: