Myślę, że w 2024 roku media nie szczędzą nam takich tytułów, jakie zapisałem powyżej. Będzie mowa o gorszych wynikach elektryków, o braku wzrostów lub spadkach wzrostów (Norwegia? Niemcy?), o renesansie silników spalinowych w postaci hybryd czy nawet wodoru. Mówię tak, bo mam przeczucie. I nie jest to przeczucie nieuzasadnione – na rynku faktycznie widać pewne objawy spowolnienia.
Branża ostrzega, że będzie wolniej
Spis treści
Tesla mówi o „niepewnym” roku 2024, Hyundai zapowiada tylko minimalny wzrost w segmencie BEV-ów i wspomina o trudnym otoczeniu biznesowym, Renault – na konferencji którego siedzę – po zeszłorocznych zapewnieniach dotyczących mocnego pójścia w elektryki, teraz opowiada o ważnych dla siebie premierach w segmencie modeli zelektryfikowanych (Espace, Rafale). W dodatku Unia Europejska osłabiła normę Euro 7 dla aut spalinowych, mogą jeździć z dotychczasowymi zespołami napędowymi. Ta sama norma emisji mocniej uderza w elektryki.

Najważniejsze dane techniczne Renault Rafale E-Tech Hybrid. Zwróć uwagę na informację o zasięgu (samochód spalinowy!) (c) Renault
To wszystko sprawia, że w 2024 roku faktycznie spodziewam się spowolnienia na rynku aut elektrycznych. Niektóre kraje mogą zanotować wręcz spadek rok do roku, ludzie kupią mniej samochodów elektrycznych niż w roku 2023, który był momentem oddechu pod pandemii i okresie niedoboru półprzewodników. Pojawi się sceptycyzm, pojawi się zwątpienie, zaczną żyć wspomnienia.
Gdybym był Toyotą, wzmacniałbym ten negatywny trend, hamowałbym produkcję aut elektrycznych, zniechęcałbym do nich, mówiłbym o „napędzie przyszłości, jakim jest wodór”. W końcu największy koncern motoryzacyjny na świecie nie może się mylić, prawda?
Prawda jest taka, że o tym spowolnieniu słyszeliśmy już 4 lata temu
Pamiętacie te opowieści dotyczące tanich aut elektrycznych? Pamiętacie, kiedy miały debiutować? Standardem była wzmianka o latach 2025-26. Nikt nie obiecywał, że dojdziemy do nich stopniowo otrzymując modele w coraz niższych cenach. Wręcz przeciwnie, trend był raczej odwrotny, producenci szli w górę, ku samochodom większym i droższym. Nadal to robią.
Na tle dość drogich elektryków samochody spalinowe wydają się tanie. Nawet te największe sprawiają wrażenie przystępnych cenowo. A producenci nie muszą się martwić ich normami emisji, bo Unia Europejska zdecydowała się ich nie zaostrzać. Można sprzedać starą technologię w większym opakowaniu za cenę mniejszego, gorzej wyposażonego auta elektrycznego. Duży, wygodny, przestronny, ale spalinowy kontra mniejszy, ciaśniejszy, droższy, ale elektryczny.
To działa na wyobraźnię.
Przeczucia z naszego artykułu potwierdza Pan Grzegorz:
Mam takie spostrzeżenia, jako osoba, która poważnie rozważa zmianę samochodu na elektryka.
A z rynkiem samochodów elektrycznych zrobiła się ciekawa sprawa. Mimo tego, że na rynku jest coraz więcej modeli to ja i pewnie spora liczba osób dzieli go na Teslę i całą resztę. Przy czym po ostatnich obniżkach okazuje się, że na TMY człowiek natyka się przy każdej próbie wyboru.
Patrzyłem na Skodę, rozmawiałem w salonie Audi, siedziałem w eNiro. wszędzie jest albo mniej albo drożej.
Podobnie zaczyna wyglądać rynek spalinowych SUV. Dobrze wyposażona wersją w hybrydzie (już nie mówiąc o plug-in) spokojnie dobija i przebija 200 tys, gdzie czai się TMY.
Prawda jest też taka, że lider dochodzi do ściany
Jednak kluczowy wydaje nam się brak innego bata: Tesla, która swoimi rabatami psuła sprzedaż nawet elektrykom w segmencie B, doszła do granicy wytrzymałości. Poniżej pewnej wartości z cenami nie zejdzie, bardziej rynku już nie nakręci. Nie zagrozi samochodom spalinowym segmentów B czy C. W dodatku nie wszyscy [w Europie] chcą jeździć modelami segmentu D, bo po prostu nie potrzebują tak wielkich aut. Nie wszyscy wreszcie chcą mieć Tesle, „bo nie”.
Do zagospodarowania jest cały masowy segment poniżej 200 000 złotych. Przystępny cenowo elektryk z firmy Muska, „tania Tesla„, to najwcześniej druga połowa 2025 roku. Realnie: rok 2026. Do tego czasu tradycyjnym producentom nikt przykręcał śruby nie będzie. Mogą do woli sprzedawać samochody spalinowe, eksploatować dotychczasową technologię i przygotowywać się do kontrofensywy.
I będą to robić.
A rynek może przeżywać chwilowe zawahania, tu zwolni, tam przyspieszy. Pędząca z góry lawina też lokalnie zwalnia na małej hali czy rozbija się o niewielki występek skalny. To naturalne. Tylko że to nie znaczy, że lawina się zatrzymała. O, nie. Nie dajcie sobie tego wmówić. Tego już nikt nie zatrzyma, rezygnacja z paliw kopalnych niesie za sobą zbyt wiele korzyści dla tych, którzy je porzucą.