Nasz Czytelnik, Pan Marek, miał (nie)przyjemność eksploatacji Nissana Leafa ze zużytą baterią podczas mrozów. Samochód prognozował 11 km, zdołał przejechać 2 kilometry i zasięg wyczerpał się do zera. Pewien Kanadyjczyk przeprowadził podobny test swojego Nissana Leafa (2011) z częściowo zdegradowaną oraz, co ważniejsze, mocno rozładowaną baterią przy -20 stopniach Celsjusza. Kierowca szybko się poddał, z jego wcześniejszych przejazdów wynika, że auto pokonałoby do 22-23 kilometrów na jednym ładowaniu.
Samochód elektryczny zimą. Jeśli jest mróz, nie rozładowywuj baterii zbyt głęboko
Nissan Leaf Kanadyjczyka to pierwsza generacja modelu (ZE0) z 2011 roku z przebiegiem niemal 141 000 kilometrów. Jak informuje na filmie jego właściciel, auto straciło 4 kwadracik pojemności baterii (ang. battery bar) kilka miesięcy wcześniej, latem 2023 roku. Utrata pierwszego kwadracika to spadek pojemności o 15 procent, każdy kolejny aż do przedostatniego to minus 6,25 procent.
Powyższy Nissan Leaf ze stanem baterii 8/12 ma do dyspozycji pojemność wynoszącą 60-66,25 pojemności fabrycznej:
Przy -21 stopniach może być to zaledwie 1/3-1/2 powyższej wartości, której w dodatku będzie ubywać, bo -20 stopni Celsjusza jest granicą, gdy uruchamia się grzałka ogniw. Działa do chwili, gdy wnętrze pojemnika osiągnie -10 stopni Celsjusza pod warunkiem, że w baterii jest wystarczająca ilość energii. Kanadyjczyk zdradził, że naładował samochód do pełna poprzedniego dnia i pokonał nim 19,5 kilometra. Leaf przez noc stał na podjeździe, nie był podłączony.
W momencie startu nagrania auto prognozowało 24, później 21 kilometrów zasięgu przy baterii naładowanej do 42 procent (5/12 pasków, nie mylić z małymi czworokątami-„kwadracikami” po prawej stronie), co przy opisywanej degradacji oznacza zaledwie około 26 procent baterii.
Kierowca nie ruszał od razu po wejściu do samochodu, najpierw nagrzewał jego kabinę, również po to, by pozbyć się pary i zmarzlin z przedniej szyby. W trakcie jazdy zasięg Leafa spadł nagle z dwudziestu kilku do 10-11-12 kilometrów, po czym pojawiła się kontrolka żółwia i informacja, że moc auta została ograniczona. Potem zasięg spadł do pojedynczych kilometrów i „ciągle się zmieniał”. Kierowca wystraszył się skutków ewentualnego zatrzymania na drodze, dlatego po przejechaniu 2,2 kilometra (6 514,6 -> 6 516,8) zakończył eksperyment.
Sądząc po wcześniejszych spadkach prognozowanego zasięgu, samochód pokonałby jeszcze 1,5, może 2 kilometry. Czyli Nissan Leaf (2011) z mocno zużytą (8/12 kwadracików) i jednocześnie rozładowaną (5/12 pasków, ~42 procent) baterią przy temperaturze w okolicy -15 do -22 stopni Celsjusza powinien przejechać 22-24 kilometry. Przy temperaturach pokojowych jego akumulator mieści około 13 kWh energii, przy takich mrozach, gdy grzałka się nie uruchomi, będzie to już tylko około 5-6 kWh. Pojemność nominalna to około 24 (21) kWh.
Wniosek? Gdy jest mróz, warto pamiętać o ładowaniu baterii elektryka lub o trzymaniu go w garażu, gdy jest taka możliwość. Ten egzemplarz stał na podjeździe. Lepiej też nie rozładowywać się do mniej niż 40 procent, żeby nie mieć na drodze niespodzianek.
Nagranie poniżej, ale jest dość długie i nudne:
Nota od redakcji Elektrowozu: ta generacja Nissana Leafa ze starą baterią nie jest sprzedawana od lat. Temat opisaliśmy z myślą o Czytelnikach, którzy rozważają zakup elektryka z rynku wtórnego.
Ważne uzupełnienie zamieścił Pan vwir:
Myślę że przy tym artykule wypadałoby napisać trochę o tym, co dalej można zrobić z takim egzemplarzem. Może od początku: egzemplarze przedliftowe (2011, 2012 i sam początek 2013) miały baterie dosyć… eksperymentalne, które degradowały w tempie ekspresowym. Tutaj i tak jest nienajgorzej, bo wypada wspomnieć, że to auto nowe miało zasięg na poziomie 120-130km. Skoro obecnie ma 140tys przebiegu to i tak ta bateria zrobiła ponad 1tys cykli. Jeśli przełożymy to na współczesne auto z zasięgiem – powiedzmy – 300km, to mówimy o przebiegu rzędu 350tys km.
No ale do brzegu: do takiego egzemplarza można kupić baterię z polifta (nadal 24kWh) tylko to nadal oznacza zasięg na poziomie 100km. Obecnie na olx leży taka bateria z SOH 88%, cena to 9tys pln. Więc w całkiem fajnych pieniądzach można przywrócić auto do życia.
Znacznie lepszym pomysłem jest wsadzenie baterii z leafa II generacji. Fizycznie pasuje plug&play, ale elektrycznie wypada zrobić translator komend CAN, żeby auto poprawnie prognozowało pozostały zasięg i mogło się ładować na chademo. Mamy na forum przypadki takich akcji (tam akurat bliźniaczy e-NV200). Kiedyś wspomniany translator komend CAN był płatny, ostatnio jego twórca (Dala, do wyguglania) udostępnił oprogramowanie do translatora za darmo. Koszt baterii z leafa 40kWh na olx to 20,5tys, SOH 91%. No i mamy auto z zasięgiem na poziomie 200km+.
Jeśli ktoś ma ochotę na elektryka przy niskim koszcie i bardzo fajne jakości to chyba ciężko o lepszą opcję. Egzemplarze z zajechaną baterią zaczynają się poniżej 20tys pln, więc za cenę poniżej 30tys będziemy mieli przywrócony do życia egzemplarz, a za 40tys będziemy mieli taki z zasięgiem jak w leafie II.