Site icon SAMOCHODY ELEKTRYCZNE – www.elektrowoz.pl

Limit 2 000 kWh zabije samochody elektryczne? Czytelnicy Elektrowozu: E, nie, mnie on nie martwi

Od stycznia 2023 roku mają wejść ograniczenia dotyczące zużywanej energii opracowywane w ramach Tarczy Solidarnościowej. Mniejsza rodzina będzie mogła zużyć do 2 000 kWh po niskiej cenie, rodzina 2+3 ma zmieścić się w limicie 2 600 kWh na rok. Spytaliśmy niektórych z Was o to, jak patrzycie na te limity w kontekście samochodów elektrycznych i wnioski są zaskakujące. Ci, którzy nimi jeżdżą, nie martwią się. Ci, którzy elektrykami nie jeżdżą, obawiają się podwyżek.

Tarcza Solidarnościowa z limitem 2 000 lub 2 600 kWh a samochody elektryczne

Tarcza Solidarnościowa to projekt ustawy wprowadzającej dwie stawki za energię elektryczną. Roczne zużycie na poziomie do 2 000 lub 2 600 kWh ma być rozliczane po zamrożonych cenach energii, zużycie powyżej 2 000 lub 2 600 kWh będzie rozliczane po stawkach, które mogą osiągnąć 2 zł/kWh. Próg 2 000 kWh dotyczy osób mieszkających samodzielnie i rodzin do 2+2, z kolei do 2 600 kWh po starej cenie będą mogły zużyć gospodarstwa rolne, gospodarstwa domowe z osobą z niepełnosprawnością oraz rodziny z trojgiem lub większą liczbą dzieci (za okazaniem Karty Dużej Rodziny).

Zacząłem od sprawdzenia, jak to jest w moim gospodarstwie domowym, czyli rodzina 2+3 mieszkająca w bloku w dużym mieście (Warszawa), ogrzewana przez elektrociepłownię, posiłki przygotowująca przede wszystkim z wykorzystaniem kuchenki gazowej (ale czasem pracuje też elektryczny piekarnik), BEZ ładowanego w domu samochodu elektrycznego. Wnioski? Obecnie zużywamy około 2 200 kWh energii rocznie.

Jako rodzina 2+3 mieścimy się w limicie, nie dotkną nas podwyżki, chyba że zadecydujemy o rezygnacji z gazu (do czego się przymierzamy). Ale gdyby dodać do tego ładowanie samochodu elektrycznego, to… no właśnie, jak by to było?

Rocznie przejeżdżam około 15 000-20 000 kilometrów, niech będzie 17 500 kilometrów. Jeśli przyjąć średnie zużycie energii na poziomie 20 kWh (średnia dla wszystkich miesięcy i z uwzględnieniem strat na ładowaniu), to potrzebowałbym dodatkowo 3 500 kWh energii. Pierwsze 400 kWh byłoby rozliczane po starej stawce, załóżmy, że będzie to 87 groszy. Pozostałe 3 100 kWh mogłyby kosztować nawet 2 zł/kWh. Daje to w sumie 6 550 złotych za energię elektryczną do naładowania samochodu.

A jak by to było w samochodzie spalinowym? 17 500 kilometrów przy średnim spalaniu wynoszącym 6 litrów i średniej cenie za benzynę równej 6,3 złotego kosztowałoby mnie rocznie 6 620 złotych. Przy oleju napędowym byłoby to już 7 670 złotych (przyjmujemy 7,3 zł/litr). Samochód elektryczny kosztowałby mniej więcej tyle samo, co oszczędne auto benzynowe i jeździłby taniej niż pojazd z silnikiem Diesla. I to mimo faktu, że pokonuję dość sporo kilometrów jak na polskie warunki.

Nie zwróciłaby mi się różnica w kosztach zakupu, ale z elektrykiem nie jestem uzależniony od dopływu surowca z krajów wspierających terroryzm. Co więcej: w powyższych obliczeniach nie poczyniłem żadnych optymalizacji dotyczących taryfy za elektryczność (G11 -> G12), a auto spalinowe potraktowałem raczej łagodnie.

Jeśli zostawić mnie na marginesie, można te koszty rozpisać inaczej:

Różnice są kolosalne, szczególnie tam, gdzie auto ładowane jest z gniazdka w normalnej taryfie za elektryczność.

Port ładowania Forda e-Transita Custom; zdjęcie ilustracyjne (c) Ford

Optymalizacje, czyli dlaczego się nie boicie podwyżek

Zaczęliśmy pytać tych z Was, którzy jeżdżą już dziś elektrykami, czy nie martwicie się zapowiadanym limitem. Nie boicie się, nie usłyszeliśmy ani jednego głosu wyrażającego obawę o podwyżki cen energii w gospodarstwach domowych. Powody są różne, u niektórych jest jeden, u innych występuje kilka obok siebie. Oto one spisane w punktach, bez szczególnego porządku:

Dostrzegacie zatem wysokie koszty eksploatacji aut spalinowych i dużą niepewność na rynku paliw. Jesteście też świadomi, że możecie na kilka sposobów zoptymalizować koszty energii, co w samochodzie spalinowym nie jest takie proste, bo ekojazda to tylko jeden z czynników, a cen na stacjach nie zmienicie. Kto z Was mieszka w domu, już dawno zdecydował się na montaż fotowoltaiki. A jeśli wcześniej nie podjął takiej decyzji, to już ją podjął 🙂

Najdziwniejsze wnioski

W poprzedniej części celowo podkreśliliśmy, że pytaliśmy tych, którzy już jeżdżą elektrykami. Ci, którzy nimi nie jeżdżą, którzy nie mają auta elektrycznego, patrzą na temat zgoła odmiennie. Oni martwią się nadchodzącymi podwyżkami cen energii w imieniu właścicieli elektryków. Początkowo ten rozdźwięk nas rozbawił, ale po głębszym zastanowieniu się nie jest nam do śmiechu. Zrozumieliśmy, że samochód elektryczny postrzegany jest jako środek transportu, który znacząco obniża jego koszty, pozwala zaoszczędzić na paliwie.

Przy wysokich cenach energii różnica w cenie staje się zbyt duża do zasypania, tymczasem ekologia czy dynamika jest przez wielu uznawana za kwestię drugorzędną. W efekcie elektryk przestaje być rozważany jako interesująca opcja, bo „mój portfel jest dla nas ważniejszy niż czyste powietrze lub uzależnienie od ropy naftowej”.

Zapraszamy do wyrażania swojego stanowiska w komentarzach.

Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy:
Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 8 głosów Średnia: 4.3]
Exit mobile version