Najpierw w Ameryce Północnej, później w Chinach, teraz także i w Europie. Wcześniej dotyczyła tylko Mercedesa EQB, teraz obejmuje też model EQA. Duża akcja przywoławcza obu modeli związana z ryzykiem zwarcia i pożaru baterii. Co gorsza: bez sensownej reakcji ze strony producenta, podkreśla to nawet niemiecki ADAC. Mercedes oferuje właścicielom aktualizację oprogramowania, która zmniejsza ryzyko, ale równocześnie wydłuża czas postojów na ładowanie i stopniowo ogranicza pojemność baterii.
Mercedes EQA i EQB, chwilowo lepiej unikać
Odbija się czkawką Mercedesowi ten Farasis, oj, odbija. Problem dotyczy modeli EQA i EQB z roczników od 2021 do 2024, na całym świecie objął 33 705 aut. W baterii istnieje niebezpieczeństwo zwarcia, które może zakończyć się pożarem auta. Mercedes ma rozwiązanie, ale jest to plaster na złamaną kończynę: aktualizacja software’u zmniejszająca obciążenie ogniw.
Po instalacji czas ładowania od 10 do 80 procent wydłuża się o 10-15 minut, informuje ADAC. Jeśli normalnie postój trwał około pół godziny, po aktualizacji wydłuży się do 40-50 minut. Co gorsza: oprogramowanie stopniowo ogranicza dostępną pojemność baterii, czyli przedziały napięć, w jakich pracują ogniwa. Dla około 50 000 kilometrów przebiegu redukcja wynosi 5 procent, przy około 100 000 kilometrach kierowca traci dostęp do 8 procent pojemności, przy 160 000 kilometrów spadek pojemności to 11 procent.
Liczby są ciekawe, wydają się uprzedzać naturalną degradację baterii, jakby zaplanowano je „na zapas”. ADAC zaznacza, że w ten sposób producent zabezpiecza się przed koniecznością wymiany pakietów na gwarancji – niestety robi to kosztem właściciela, któremu ogranicza funkcjonalność samochodu. Największy pakiet 70,5 kWh montowany był tylko w Mercedesach EQA i EQB 250+ po faceliftingu, pozostałe warianty dysponowały 66,5 kWh pojemności użytecznej [Mercedes nie podaje wartości całkowitych – red.].