Jedna z siłowni w Sacramento (Kalifornia, Stany Zjednoczone) przerobiła niektóre urządzenia gimnastyczne na generatory energii. Ćwiczący ludzie wytwarzają prąd, który trafia do magazynu energii, a stamtąd może zostać wykorzystana do zasilania oświetlenia poza godzinami szczytu.
Ćwiczysz i ładujesz laptop, komórkę
Spis treści
Idea jest dokładnie taka sama, jak w dynamie rowerowym: kosztem zwiększonych oporów ruchu wytwarzamy niewielką ilość energii. Nam ubywa tłuszczu i przybywa mięśni, a magazyn energii gromadzi nasz wysiłek, by następnie zasilić z niego jakiś mały odbiornik. Nic dziwnego, w końcu palone kalorie (właściwie kilokalorie, kcal) są takimi samymi jednostkami energii, jak dżule (J) czy kilowatogodziny (kWh).
WATCH: Human-powered gyms harness clean energy pic.twitter.com/bAshnApiei
— Reuters Top News (@Reuters) 17 lipca 2019
Jaką moc ma człowiek i czy wystarczy do naładowania samochodu elektrycznego?
Moc człowieka nie jest szczególnie wysoka, w ciągu kilku godzin jesteśmy w stanie utrzymać około 35 W. Trudno byłoby naładować do pełna samochód z mocą 0,035 kW – nawet Nissan Leaf I generacji z baterią o pojemności 21,5 kWh (całkowita: 24 kWh) wymagałby od nas 614 godzin ćwiczeń. Nawet przy założeniu, że pracujemy w kieracie 8 godzin dziennie, do naładowania samochodu musielibyśmy „ćwiczyć” przez niemal 77 dni. Ponad 2,5 miesiąca!
Ale do naładowania laptopa czy telefonu komórkowego byłoby nam już znacznie bliżej.
A w przyszłości, gdy dostaniemy zakaz wychodzenia na ulicę, bo „powietrze będzie zbyt zanieczyszczone”, taki domowy generator energii może być jedyną formą buntu przeciwko systemowi-który-chce-tylko-naszego-dobra. Wystarczy, że będziemy produkować więcej niż odbierzemy 😉
Inspiracja i ilustracja otwierająca: (c) Reuters TV