I Kasia z Ząbek, i „człowiek zwany baronem energii odnawialnej” – oni doskonale wiedzą, że auta elektryczne to najgłupszy pomysł na transport. „Trzeba rozwijać wodór”. W tej walce Wy-kierowcy, Wy-nabywcy samochodów kompletnie się nie liczycie, będziecie musieli się dopasować. Chodzi o to, żeby przekonać Was-decydentów, Was-właścicieli firm, Was-urzędników, Was-polityków, że wodór jest cudownym rozwiązaniem wszystkich problemów.

Bo gdy punkty ładowania zaczną pojawiać się na blokowiskach, to będzie pozamiatane…

To już ostatni bój o wodór w samochodach. Równia pochyła, na szczęście

Zaczęło się od tego komentarza kompletnie nieznanego mi internauty:

Każdy ma prawo do ignorancji, powtarzania takich głupot, jakie mu tylko przyjdą do głowy – konfrontacja ze światem mu je zweryfikuje. Lub nie. Autora tych słów też to dotyczy. Ale w tej opowieści zabrzmiała mi pewna nuta: obawa. Ten „baron energii odnawialnej” (o ile w ogóle istnieje 😉 ) nazywa bezpośrednie zastosowanie swojego produktu „najgłupszym pomysłem na transport”.

To jakby mieć piekarnię, robić kokosy na sprzedawaniu chleba („baron”!), ale mówić, że to najgłupszy pomysł na jedzenie, bo ludzie powinni jeść ciastka. Logiki w tym nie ma za grosz, jest natomiast próba przekonania świata do rozwiązania, którego ten świat jakoś nie chce przełknąć.

W tej opowieści kierowcy są nieistotni, to tylko pionki. Pompujący wodór wydają się pomijać taką drobnostkę, że na rynku jest do wyboru półtora modelu zasilanego tym gazem (jeden za około 300 000 złotych i jeden na specjalne zamówienie). Nie przejmują się też zbytnio, że na rynku nie ma Elkio Musyody, który, powiedzmy, 17 lat temu wymyślił metodę na wprowadzenie na rynek przystępnego cenowo samochodu wodorowego i uparcie dąży do tego celu (porównaj zakończenie TUTAJ).

W tej historyjce o głupich elektrykach i cudownym wodorze chodzi o rząd dusz, o zdobycie władzy nad Waszymi sercami i umysłami. Wy, właściciele firm, Wy, urzędnicy, Wy decydenci czy politycy – macie myśleć, że wodór jest ósmym cudem świata, idealnym paliwem dla samochodów osobowych. Że trzeba na niego czekać. Że nie należy się rozpraszać, skoro cel jest tak blisko. Pod żadnym pozorem NIE WOLNO Wam myśleć o samochodach elektrycznych i o tym, by ich właścicielom ułatwiać życie. Nie możecie myśleć o ładowarkach, słupkach ładowania czy gniazdkach na blokowiskach.

Słupki ładowania szpecące norweskie blokowisko. Zamiast nich, siłowni i placu zabaw mogłaby powstać piękna stacja tankowania wodoru (c) MirekfraBergen / X

Bo jak zaczniecie myśleć, to wiecie, co będzie? Ten jad zatruje Waszą duszę, przełamiecie się, udostępnicie słupek czy gniazdko na parkingu. „Eksperymentalnie”, powiecie. Akurat! Ktoś ten słupek zauważy i pomyśli „O, mieszkam w bloku, a w końcu mogę się ładować! Czyli mogę wreszcie kupić samochód elektryczny!” Najpierw jeden, później drugi, trzeci, piąty… Was coś podkusi, żeby dostawić kolejny słupek z gniazdkiem i… to będzie koniec.

Ci kierowcy wybiorą „najgłupszy pomysł na transport” i już nigdy więcej nie będą chcieli wozić się po stacjach tankowania. Wybiorą jazdę cichą, dynamiczniejszą i tańszą, wybiorą pojazd, w którym nie trzeba będzie skrobać szyb zimą. Wybiorą auto, które „zatankuje się” samo stojąc po prostu na parkingu pod blokiem. Oni zarażą tym następnych, inny właściciel parkingu obok uzna, że może też warto postawić słupek i lawina ruszy.

Ci ludzie, te dusze zostaną stracone dla świata.

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 9 głosów Średnia: 4.9]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: