W wywiadzie udzielonym dziennikowi New York Times iracki minister ds. ropy naftowej i przedstawiciel OPEC wyraził obawę, że wysokie ceny paliw mogą sprawić, że ludzie zaczną się interesować samochodami elektrycznymi. Krótkoterminowe wzrosty są dla OPEC korzystne, jednak państwa wolałyby, żeby nie trwały one zbyt długo.
OPEC preferuje rozsądnie wycenione paliwo
OPEC, Organizacja Krajów Eksportujących Paliwo, która kontroluje około 40 procent rynku, w latach siedemdziesiątych doprowadziła do istotnego wzrostu cen ropy naftowej, co na całym świecie wywołało kryzys paliwowy. Wtedy jednak transport samochodowy nie miał alternatyw, badania prowadzone nad wodorem były w powijakach, a na prototypy ogniw litowo-jonowych mieliśmy poczekać jeszcze dobre kilkanaście lat.
Dziś, w trzeciej dekadzie XXI wieku, sytuacja wygląda zgoła inaczej. Samochody mogą być zasilane bateryjnie, mogą też wykorzystywać ogniwa paliwowe utleniające wodór. Ani baterie, ani wodór nie potrzebują paliw kopalnych, przynajmniej od momentu, w którym pojawią się u kogoś pod domem. A wysokie ceny paliw na pewno zachęcają do szukania alternatyw i zmniejszają zależność krajów od producentów ropy naftowej. Dlatego OPEC planuje podniesienie wydobycia o 400 000 baryłek (400 000 x 159 litrów) ropy dziennie.
Portal CleanTechnica, który zwrócił uwagę na wypowiedź ministra dla NYT, podaje przykład brytyjskiego portalu Auto Trader z ogłoszeniami motoryzacyjnymi. W ostatnich dniach, gdy ceny paliw zaczęły wędrować do góry, ogłoszenia z nowymi elektrykami wygenerowały 22 procent całego ruchu. Zapytania dotyczące elektryków wysyłane do dealerów stanowiły niemal 31 procent wszystkich wiadomości.
Na wysokie ceny paliw ma wpływ zarówno wartość pieniądza (słaba złotówka w Polsce), jak też cena surowca na światowych rynkach i marże producentów. Analitycy z mBanku oszacowali, że półtora tygodnia temu, 9 marca 2022 roku, marża Lotosu na baryłce ropy naftowej przekroczyła 40 dolarów za baryłkę, równowartość 1,07 złotego na każdym litrze. Efekty są takie, że przykładowa trasa Warszawa – Wrocław, którą opisywaliśmy wczoraj, kierowcę auta spalinowego będzie kosztowała co najmniej 150 złotych przy spokojnej jeździe, tymczasem właściciel elektryka może spróbować przejechać ją za zaledwie 35 złotych!