Pod koniec tygodnia wpadł mi w oko artykuł „Święty Graal motoryzacji już działa. Gwóźdź do trumny aut spalinowych” opublikowany przez portal Interia. Z założenia nie klikam clickbaitów, więc zapomniałbym o nim, ale w pewnym momencie coś mi zaświtało.
Subtelna gra pod tytułem „Samochody elektryczne nadal nie są gotowe”
Spis treści
Tekst na Interii okazał się dla mnie inspirujący z wielu powodów. Raz, że materiał nie został podpisany. Dwa, że uzupełniające zdjęcia są autorstwa Toyoty (niepodpisane!). Trzy, że jest tam takie oto wprowadzenie:
Na rynku pojawiają się kolejne samochody elektryczne, które zyskują coraz większy zasięg, krótszy czas ładowania i lepsze osiągi. By jednak stać się rzeczywistą alternatywą dla pojazdów spalinowych, elektryczne auta potrzebują technologicznego przełomu. Tym mogą się okazać baterie ze stałym elektrolitem.
Przeczytałem tekst do końca, przyjrzałem się zdjęciom, przeczytałem jeszcze raz wprowadzenie i zrozumiałem. Komunikat jest następujący, przedstawię go za pomocą czterech zdań, które wyrwałem z tekstu na portalu Interia.pl:
By jednak stać się rzeczywistą alternatywą dla pojazdów spalinowych, elektryczne auta potrzebują technologicznego przełomu.
Baterie ze stałym elektrolitem to bardzo obiecująca technologia, ale jej obecne stadium rozwoju nie pozwala na uruchomienie masowej produkcji od razu.
Zaawansowane badania nad tą technologią od 2012 roku prowadzi Toyota.
Na przestrzeni dekady – od 2009 do 2018 roku – firma zgłosiła ponad 1500 patentów dotyczących takiego rozwiązania.
Gdybym nie słyszał przez ostatnie kilkadziesiąt lat opowieści o tym, że „wodór jest paliwem przyszłości”, machnąłbym ręką na artykuł na Interii. Ale doszedłem do wniosku, że warto zareagować. Dla wygody streszczę powyższy przekaz do jednego zdania:
Samochody elektryczne nie są jeszcze gotowe, a będą gotowe, gdy pojawią się baterie ze stałym elektrolitem, w której to technologii liderem jest Toyota.
U Czytelnika Elektrowozu, człowieka rozsądnego i inteligentnego, co najmniej dwie z tych tez wywołają uśmiech. Jednak osoby, które operują na pewnych przyzwyczajeniach i kliszach (stereotypach), poczują się uspokojone: „Aha, elektryki nie są jeszcze gotowe”, „Aha, jak będą gotowe, to na pewno da je nam Toyota”.
Sęk w tym, że i jedna, i druga opinia nie musi być prawdziwa.
Gdzie jest Toyota w świecie elektryków
Toyota jest obecnie największym koncernem motoryzacyjnym na świecie, nikt jej tego nie odbiera. Toyota wypromowała napędy hybrydowe. Ale Toyota niczym szczególnym się nie wyróżnia, gdy chodzi o samochody elektryczne (BEV). Ma dwa modele nadające się dla normalnego człowieka (Izoa / C-HR w Chinach, Lexus UX 300e tu i ówdzie na świecie), kilka modeli specjalnych (np. Proace Electric) i to właściwie koniec jej osiągnięć. Zaprezentowany niedawno model bZ to koncept, który może wyparować niczym koncepty elektrycznych Lexusów (ktoś w ogóle je pamięta?). Oby nie, bo prezentuje się dobrze:
Jak więc producent, który praktycznie nie istnieje na jakimś rynku, może go rozumieć? OK, zgoda, Toyota może wyrażać przekonanie, że „samochody elektryczne jeszcze nie są gotowe” i „będą gotowe dopiero wtedy, gdy pojawią się ogniwa ze stałym elektrolitem” – i to robi. Prezesi firm muszą kierować się intuicją i Excelem, by podejmować pewne strategiczne decyzje (a następnie ich bronić). I to robią.
Podkreślmy jednak z całą stanowczością: to nie Toyota decyduje, czy samochody elektryczne są już gotowe. Ani autor z Interii, choćby nawet publikował w dziale Motoryzacja. Ani Elektrowóz. Decydują o tym ludzie, klienci, którzy kupują auta elektryczne, nierzadko jako jedyne w rodzinie. Dla nich samochody elektryczne są rzeczywistą alternatywą dla pojazdów spalinowych.
Problem w tym, że ludzie, którzy żyją kliszami, za dobrą monetę przyjmują komentarze w internecie albo po prostu nie mają czasu na zastanawianie się nad postępem, wierzą w takie deklaracje. A później są zszokowani, że elektryki są duże, szybkie, wygodne i przejeżdżają kilkaset kilometrów na baterii już dziś. Że nie trzeba czekać.
Nie wstrzymujcie oddechu w oczekiwaniu na stały elektrolit
Drugi temat to ogniwa ze stałym elektrolitem. Owszem, dążmy do nich, ale niech te dążenia nas nie blokują. Jak przyjdą, to będą, bez nich też już jest dobrze. Wystarczy pójść do pierwszego z brzegu marketu z elektroniką, by przekonać się, jak niesamowity postęp dokonał się w technologii ogniw Li-ion w ostatnich latach. Wszędzie półki dosłownie uginają się pod urządzeniami na baterie, pod laptopami, zegarkami, deskorolkami, telefonami, hulajnogami, aparatami, kamerami, głośnikami, … Bezprzewodowe słuchawki stereo mają dziś wielkość wiśni i oferują wiele godzin pracy. Podłoga odpowiednio zaprojektowanej limuzyny mieści w sobie baterię umożliwiającą przejechanie przez pół Polski bez postoju!

Wygląd platformy Lucid Air. W prawym dolnym rogu widać szacowany zasięg samochodu wynoszący 517 mil, czyli 832 kilometry (c) Lucid Motors
Toyota może być liderem w liczbie patentów dotyczących ogniw solid-state, lecz zapowiadanego na rok 2020 prototypu z takimi ogniwami NIE zaprezentowała. A Mercedes wprowadził do oferty swojego eCitaro G, był pierwszy. OK, autobus to nie samochód, w autobusie jest więcej miejsca na systemy grzewcze – współczesne ogniwa solid-state nie są idealne, trzeba je dogrzewać – ale ktoś coś zrobił, a ktoś inny czegoś nie zrobił. Jest produkt vs nie ma produktu.
Osobiście wierzę w Toyotę, niezmiennie ją dopinguję, choć oczywiście rozumiem [biznesowe] przesłanki stojące za promowaniem hybryd i odżegnywaniem się od elektryków. Mimo wszystko nie mogę się zgodzić na twierdzenie, że auta elektryczne nie są jeszcze rzeczywistą alternatywą dla pojazdów spalinowych. Zgodzę się na to, że są za drogie (bo są), zgodzę się na to, że wybór ciągle jest zbyt mały (bo jest), przyznam rację, gdy ktoś powie, że jesteśmy do tyłu z infrastrukturą do ładowania (bo jesteśmy), nie będę głupio argumentował, że elektryk sprawdzi się we wszystkich zastosowaniach (bo się nie sprawdzi np. u tych, którzy regularnie dojeżdżają Ustrzyk do Świnoujścia bez postoju).
Ale żaden Święty Graal nie jest nam potrzebny. Realne, gotowe auta elektryczne już są. Jeżdżą. Pośrednio widać to w całej tej elektronice, która ładuje się coraz szybciej i pozwala na coraz więcej na jednym ładowaniu. Nie rozumiem, że dziennikarze nie potrafią dostrzec związku między tymi dwoma światami – nie pamiętają, ile kiedyś kosztowały laptopy i że cztery godziny pracy na baterii to był naprawdę szczyt marzeń?
Zdjęcie otwierające: ilustracyjne, bateria Mercedesa EQA (c) Daimler / Mercedes
Aktualizacja 2021/04/25, godz. 21.53: celem artykułu była próba odniesienia się do komunikatu opublikowanego na Interii. Była tam wzmianka o jeszcze jednym, innym artykule, który miał z nim pewne elementy wspólne, dlatego był dla mnie inspiracją do powrotu do Interii. W pierwotnej wersji tego tekstu ten inny artykuł został pochwalony za szersze spojrzenie. Wygląda jednak na to, że nasza pochwała była nie dość wyróżniona. Odwołanie do pierwszego artykułu usuwam.