Carlos Tavares, prezes koncernu Stellantis, stwierdził, że na początku drugiej połowy dekady może pojawić się problem z niedoborem baterii. Wszystko dlatego, że zabraknie surowców, z których one powstają. Mimo tego w ciągu następnych pięciu lat producenci będą walczyć, żeby auta elektryczne były przystępne cenowo.

Tavares jak zwykle w formie i z optymizmem 😉

Carlos Tavares znany jest ze swoich ponurych wizji dotyczących rozwoju segmentu aut elektrycznych. Zwykle dotyczą perspektywy średnioterminowej, więc jeszcze nie wiadomo, czy się sprawdzą. Prezes koncernu Stellantis jest przekonany, że będzie trudno, źle, że pojawią się liczne problemy, których nie byłoby, gdybyśmy „rozsądniej” prowadzili transformację.

Podczas konferencji Future of The Car zorganizowanej przez Financial Times Tavares zasugerował, że na przełomie 2025/26 pojawi się niedobór surowców potrzebnych do produkcji akumulatorów samochodów elektrycznych, bo łańcuch dostaw rozwija się z szybkością, która jest na granicy tego, co jest potrzebne. Może zabraknąć baterii, dlatego – to już wynika z innych wypowiedzi prezesa koncernu – nie powinniśmy przesadzać z pośpiechem, w jakim rezygnujemy ze sprawdzonej technologii silników spalinowych.

Carlos Tavares wypowiadający się podczas konferencji Future of the Car (c) Tom Willatt / Twitter

Dodajmy, że połowa dekady to mniej więcej ten czas, gdy większość koncernów motoryzacyjnych chce co najmniej częściowo zastąpić tradycyjne auta elektrykami. Na rynek będzie trafiać od 15 do 30 milionów samochodów elektrycznych rocznie, nie licząc oczywiście baterii, które zostaną zastosowane w magazynach energii  [wartości szacunkowe]. Według szacunków Międzynarodowej Agencji Energetycznej w 2021 roku na całym świecie sprzedano 6,6 miliona aut elektrycznych, zatem w ciągu nadchodzących 3-4 lat powinniśmy zwiększyć wydobycie surowców i moce przerobowe o 2,2-4,5 raza.

Obecnie producenci walczą, by BEV-y były przystępne cenowo, kontynuuje prezes Stellantis, ale gdy na rynku zabraknie baterii, nie da się utrzymać tej strategii a Europa uzależni się od dalekowschodnich dostawców ogniw Li-ion.

Z czarnymi wizjami Tavaresa częściowo nie zgadza się organizacja Transport & Environment. Jej zdaniem nawet po wyrzuceniu Rosji z łańcucha dostaw w 2023 roku będziemy mieli wystarczającą ilość litu i niklu, by wyprodukować na całym świecie 14 milionów aut elektrycznych (źródło). Prezes koncernu Stellantis wydaje się też nie brać pod uwagę, że w połowie dekady zaczną się rozkręcać procesy związane z recyklingiem wycofanych baterii Li-ion.

Maksymalny możliwy poziom produkcji samochodów elektrycznych biorąc pod uwagę zasoby litu i niklu. Niebieski to BEV-y z bateriami opartymi na niklu (bez rosyjskiego niklu), błękit to elektryki z ogniwami litowo-żelazowo-fosforanowymi, żółta linia to maksymalny prognozowany poziom zapotrzebowania na surowce wynikający z liczby elektryków w milionach. W 2023 roku Transport & Environment prognozuje dostępność surowców na poziomie 14 milionów (wobec sprzedaży wynoszącej 10 milionów), w 2026 roku litu i niklu wystarczy nam na niemal 20 milionów wobec sprzedaży wynoszącej 16-17 milionów (c) T&E

Ocena artykułu
Ocena Czytelników
[Suma: 2 głosów Średnia: 4]
Nie przegap nowych treści, KLIKNIJ i OBSERWUJ Elektrowoz.pl w Google News. Mogą Cię też zainteresować poniższe reklamy: