Kiedy wyznaczałem wczoraj na komputerze trasę z Warszawy do Sopotu, uderzyły mnie w Mapach Google dwie zmiany. Pierwsza to przyciski, które przewędrowały z prawego w lewy górny róg mapy, w okolice miejsca, gdzie znajduje się start i cel podróży. Druga to przycisk EV charging, którego sobie tam nie przypominam. W 2021 roku na pewno go tam nie było, co łatwo sprawdzicie tutaj. Zapewne pojawił się wtedy, gdy Google pozwoliło na wybór rodzaju napędu w samochodzie, co w Polsce miało miejsce w wakacje 2022 roku.
Przycisk EV charging. Trochę lepiej niż PlugShare i dużo gorzej niż PlugShare
Przycisk EV charging działa mniej więcej tak, jak prosta wyszukiwarka stacji ładowania w okolicy. Wyświetla je na trasie wraz z dostępnymi złączami. Ta część funkcjonuje najlepiej, nieźle podaje moce i zajętość punktu ładowania, niektóre dane pobierane są automatycznie, nie wymagając więc meldowania się z użyciem PlugShare, choć zdarzają się poślizgi i braki aktualizacji.
Pozostałe informacje są już kompletnie niewiarygodne, szczególnie, gdy mamy do czynienia z punktami uruchamianymi przez firmy, które nie są operatorami stacji ładowania albo działają na tym rynku z doskoku. Przy urządzeniach GreenWay Polska numery telefonów i czasy otwarcia są poprawne, przy reszcie pojawiają się kwiatki w rodzaju numeru +358 800 02200 dla urządzeń Innogy. Z naszego punktu widzenia Mapy Google funkcjonują niczym nawigacje we wczesnych konwersjach samochodów spalinowych na elektryczne, podają jakieś tam dane bez zrozumienia, że w trasie punkt ładowania 22 kW to ostateczność.
Dużo wskazuje na to, że Google przymierza się do pomagania kierowcom elektryków podczas podróży, niekoniecznie natomiast chce wyręczać PlugShare przy działaniach lokalnych. Wyszukanie Słupska czy Wrocławia (zamiast trasy do tych miast) powoduje, że Mapy zmieniają podsuwane kategorie. Znikają punkty ładowania, zamiast nich możemy wyszukać hotele, restauracje czy punkty przesiadkowe. Ma to sens, wejście na rynek z wszystkimi danymi pobieranymi od różnych firm (PlugShare, ABRP, operatorzy stacji ładowania) i uzupełnienie ich o informacje zbierane z systemów Android Automotive (czasy przejazdów, zużycie energii) sprawiłoby, że zewnętrzne aplikacje przestałyby mieć sens.
Takie działanie mogłoby zagrozić Google oskarżeniem o praktyki monopolistyczne.
Nota od redakcji Elektrowozu: tak naprawdę Google już dziś mogłoby wyrzucić PlugShare z rynku. Pobierałoby dane od operatorów i od użytkowników oraz automatycznie meldowałoby samochody na stacjach. Dzięki temu kierowcy mieliby informację w czasie rzeczywistym o dostępności złączy. Tymczasem dziś internetowy gigant nie wyświetla nawet godzin, gdy dane stacje są najbardziej obłożone – chociaż od dawna robi to przy basenach, kinach, parkingach.