BP ogłosiło niedawno, że wycofuje się z rozwoju sieci stacji ładowania BP Pulse na ośmiu rynkach i zostaje na czterech najbardziej rokujących: w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Zjednoczonym Królestwie oraz Niemczech. Teraz w wywiadzie udzielonym Bloombergowi, prezes BP Pulse zaprosił do kontaktu właścicieli nieruchomości, którzy poczuli się porzuceni po ostatniej decyzji Tesli. Firma ma zamiar wydać 1 miliard dolarów do 2030 roku na uruchomienie 3 000 stacji ładowania.
BP chce wskoczyć na rokujący rynek
BP zamówiło w Tesli w 2023 roku urządzenia do ładowania za 100 milionów dolarów, równowartość 400 milionów złotych. Teraz gigant naftowy chce wykonać kolejny duży krok. Po niedawnej decyzji Muska o zwolnieniach „agresywnie poszukuje nieruchomości w celu skalowania (…) sieci” oraz jest gotowy na przejęcie lokalizacji, w których pierwotnie miały zostać uruchomione Superchargery. Jest też otwarty na aplikacje ludzi, którzy właśnie stracili pracę (źródło; za paywallem).
Firma wyda 1 miliard dolarów (4 miliardy złotych) do 2030 roku, z czego połowa ma zostać upłynniona już w ciągu nadchodzących dwóch-trzech lat. Celem jest postawienie 3 000 stacji ładowania, w tym dużych centrów ładowania z 12 lub większą liczbą ładowarek. Dla porównania: Tesla ma dziś w Stanach Zjednoczonych około 2 200 lokalizacji z mniej więcej 25 000 Superchargerami (punktami ładowania), zatem w ciągu zaledwie sześciu lat BP chciałoby dogonić i przegonić firmę Muska.
Jeśli weźmiemy pod uwagę niedawną rezygnację BP z ośmiu mniej istotnych rynków, spodziewajmy się równie intensywnego rozwoju BP Pulse w Chinach i wybranych krajach europejskich. Już w 2023 roku sieć w Chinach i Niemczech zaczęła na siebie zarabiać, w 2025 roku całe BP Pulse ma się znaleźć nad kreską. Dla Polski oznacza to, że staniemy się ważnym rynkiem usług dla właścicieli aut elektrycznych, gdy zaczną się u nas rozpychać koncerny naftowe. Na razie Orlen ma jeszcze czas na rozwój, powody do zmartwień będzie miał najwcześniej w drugiej połowie dekady.
