W poniedziałek, 23 października, miał miejsce pożar przy Termach Maltańskich, popularnej pływalni w Poznaniu. Zapalił się samochód spalinowy, najbardziej wypalona jest komora silnika, ale od niego ucierpiał elektryk, Opel Corsa. W internecie jak zwykle oskarżono auto elektryczne (lub auta elektryczne: „Tesla i elektryczny Volkswagen”), chociaż okazało się ono podwójną ofiarą całej sytuacji. Nie dość, że zostało nadpalone, to jeszcze je okradziono.
Pożar na parkingu przy Termach Maltańskich
Wszystko wskazuje na to, że ogień zaczął się od spalinowej Cupry Formentor, bo ten samochód jest najbardziej zniszczony, ucierpiała w nim komora silnika i kabina. W najlepszym stanie wydaje się być tylna część pojazdu. Niestety, ucierpiały stojące też obok auta: Opel Meriva i elektryczny Opel Corsa (na zdjęciu po prawej).
Opel Corsa ucierpiał podwójnie. Raz, że w internetowych komentarzach przewijało się stwierdzenie „znowu elektryk [wywołał pożar]”, dwa, że policja przez dwa dni zabraniała właścicielowi zabranie samochodu. W efekcie tego niestrzeżonego postoju „(…) ukradziono z niego wszystko co było ruchome. Z zagłówkami, podłokietnikiem, hakiem itd. włącznie” (źródło).
Jedynym pocieszeniem [dla nas, nie dla właściciela] jest fakt, że konstruktorzy Opla stanęli na wysokości zadania. Mimo pobliskiego pożaru, który doprowadził do stopienia połowy maski, bateria nie uległa zapłonowi. Warto o tym pamiętać: baterie aut elektrycznych tym różnią się od paliw, że są z zasady niepalne. Żeby zajęły się ogniem, konieczne jest doprowadzenie do zwarcia i obecność łatwopalnych elementów w okolicy (dotyczy to również akumulatorów 12 V), ewentualne bardzo mocne uszkodzenie, na przykład nakłucie mocno naładowanych ogniw.