Clean Cities Campaign (pol. Kampania Czyste Miasta) zorganizowała konferencję podsumowującą rok Strefy Czystego Transportu w Warszawie. Komunikat chyba miał być pocieszająco-pokrzepiający, jednak w rzeczywistości strażnicy potwierdzili, że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Przez rok istnienia SCT nie wystawiono ani jednego mandatu. I to raczej nie dlatego, że wszyscy mieszkańcy miasta przeszli z dnia na dzień na samochody elektryczne.
Strefa Czystego Transportu, czyli mieszkańcy chcą, a władza się boi
Strefa Czystego Transportu od początku była w Warszawie spektaklem co najmniej żenującym. Zaproponowano ją na niewielkim obszarze, później, po konsultacjach społecznych, teren obowiązywania znacząco powiększono, by ostatecznie, po protestach dziwacznych grup, wrócić do pierwotnego małego obszaru oraz istotnie złagodzić restrykcje. Zirytowano mieszkańców chcących czystego powietrza i niczego nie ugrano politycznie.
Obecnie do SCT nie może do niej wjechać samochód benzynowy sprzed około 1997 (!) roku lub diesel sprzed 2005 roku, samochody muszą spełniać odpowiednio co najmniej normę Euro 2 lub Euro 4. Przy czym „nie może” jest tylko szeregiem czarnych kreseczek na papierze, bo przepisy są martwe, znakami informującymi o początku Strefy nikt się nie przejmuje. Przedstawicielka Clean Cities Campaign, zapewne powołując się na dane straży miejskiej, stwierdziła, że „przez cały rok nie wystawiono ani jednego mandatu”.
Smrodziciel na ulicy. „Fachowiec”, który działa w branży tyle lat (wypłowiałe naklejki) i nadal jeździ takim samochodem, raczej nie jest dobry ani polecany, skoro nie udało mu się zarobić na coś lepszego. Szło się udusić a uciec nie było gdzie. Fotografia ilustracyjna, zrobiona przed wprowadzeniem SCT i przepisów o zakazie korzystania z telefonu podczas jazdy
Co gorsza, straż miejska doskonale wie, że ludzie łamią przepisy! Z komunikatu dowiemy się, że kryteriów wjazdu do SCT nie spełniał 1 na 170 zaobserwowanych samochodów, czyli 0,6 procent. Dlaczego więc nie było mandatów? Pojawia się dziwaczne tłumaczenie o „braku rejestracji pojazdu niedopuszczonego do wjazdu na teren SCT, który przekroczyłby limit 4 dni wjazdu”. Problem w tym, że nie chodzi o „4 dni wjazdu”, tylko o sytuacje losowe i inne, które wymagają odpowiedniej przepustki dozwolonej do użycia przez cztery dni w roku (źródło).
Ale nad Strefą czuwa „kilka patroli straży miejskiej wyposażonych w 4 kamery. To za mało, aby wyłapać te 5 razy to samo auto”, stwierdza dyrektorka Clean Cities Campaign. Strażnicy po prostu milcząco zakładają, że wszystkie kopciuchy wjeżdżające do miasta mają przepustki. Problem w tym, że… nie wiadomo, czy takowa w ogóle istnieje i kto miałby ją wydawać. Miasto Warszawa potrafi rozdawać tylko nalepki związane z wyłączeniami wynikającymi z uchwały (osoby powyżej 70. roku życia, warszawiacy ze starymi autami itd.). Przepustka? Powodzenia w poszukiwaniu spisu niezbędnych dokumentów i departamentu, który ją wyda.
Straż miejska pozorująca przydatność w otoczeniu przedstawicieli Clean Cities Campaign (c) CCC