Dwie chińskie firmy, Zeekr (firma-córka Geely) i Neta (marka Hozon Auto), fałszowały wyniki sprzedaży wprowadzając na rynek „samochody używane bez przebiegu”, twierdzi Reuters. W efekcie osiągały dobre rezultaty miesięczne i kwartalne („targety”), ale kosztem swoich klientów. Ci nabywali nowe auta w dobrych cenach, by szybko przekonać się, że, owszem, fabrycznie pojazdy są nowe, jednak w rejestrach miały już jednego właściciela. Z kolei obserwatorzy z branży oceniali, że popyt na daną markę jest wyższy niż w rzeczywistości.
Kant na liczbie rejestracji, czyli jak sprawić, że wszyscy cię podziwiają
W Europie praktycznie wszystkie mechanizmy analizowania statystyk opierają się nie na faktycznie sprzedanych egzemplarzach, lecz na liczbach rejestracji samochodów. Zachodni producenci wiedzą o tym od dawna, dlatego mogą chwalić się „dużym zainteresowaniem” danym modelem tuż po pierwszej fali dostaw do placówek dealerskich [„macie kupić po trzy sztuki i już”], gdy normalny człowiek jeszcze ogląda auto przez szybkę. Albo w mediach.
W Chinach statystyki budowane są w oparciu o liczbę wykupionych polis ubezpieczeniowych. Wartości podawane są tak często, że możliwa jest obserwacja popularności aut z tygodniową rozdzielczością. Rankingi badane są przez analityków z branży finansowej i media, ponieważ świadczą o kondycji marki, jej umiejętności do wyczucia potrzeb czy choćby umiejętności sprzedaży nowych aut. Jeśli producent wesprze swoich dealerów w rejestracjach, gdy wymagany jest zakup polisy ubezpieczeniowej, może napompować swoje wyniki – oczywiście głównie na papierze (źródło).
Od stycznia 2023 do marca 2024 roku Neta sprzedała 117 000 samochodów. Okazuje się jednak, że aż 64 719 egzemplarzy, ponad połowę (!) stanowiły „wspomagane” rejestracje. Podobnie robił Zeekr pod koniec 2024 roku, chociaż dla niego liczb nie podano. Auta, którymi sztucznie zwiększano wyniki, oferowano następnie na wyprzedażach albo kierowano na eksport. Teoretycznie były nowe, nie miały przebiegu. W praktyce były używane, więc szybko pojawiły się skargi klientów, że ich „nowy” samochód miał właściciela a jego gwarancja jest krótsza, bo biegnie od daty pierwszej sprzedaży.
Przy eksporcie problem znikał, czy raczej: był transferowany na docelowego nabywcę.
Nota od redakcji Elektrowozu: teoretycznie problem jest odległy, w praktyce – warto o nim pamiętać. Otóż po pierwsze przenosi zainteresowanie mediów na marki, które nie muszą być tego zainteresowania warte („świetnie im idzie!”, „doskonałe wyniki!”, „ludzie pokochali te auta!”, „wesprzyjmy pożyczką naszego prymusa!”). Po drugie, ważniejsze, kantujący na sprzedaży producent musi sięgać coraz głębiej do kieszeni, żeby utrzymać „rewelacyjne rezultaty”. Taka firma może zbankrutować z dnia na dzień pozostawiając wszystkich swoich klientów na lodzie.