Volvo i jej firma-córka, Polestar, ogłosiły, że w 2020 roku bez problemu zmieszczą się w normach emisji. Z zapasu będzie mógł skorzystać Ford oraz „możliwe, że inni producenci”, którzy zdecydują się dołączyć do wspólnego liczenia. W tle powstało też kilka innych grup.
Handel limitami emisji. Bądź ekologiczny albo płać i płacz
Każdy producent samochodów obecny na europejskim rynku musi się w 2020 roku zmieścić w normie emisji wynoszącej średnio 95 gramów dwutlenku węgla na kilometr (liczą się tylko sprzedane egzemplarze). Jeśli się zmieści, wygrał, jeśli nie, ma do zapłacenia karę od każdego auta produkującego zbyt wiele dwutlenku węgla.
Niektóre firmy są mocno do tyłu w walce o niższą emisję, inne mogą spać spokojnie. Z tego właśnie powodu koncern Fiat Chrysler Automobiles już w 2019 roku zawiązał alians z Teslą, dzięki czemu obie firmy będą liczone wspólnie. Ma to dwa skutki, mniej i bardziej oczywisty. Ten mniej oczywisty to niezerowa emisyjność Tesli w podsumowaniu rocznym, przynajmniej na papierze. Ten bardziej oczywisty to przepływ sporej gotówki do firmy Muska:
> Fiat ufunduje fabrykę Tesla Gigafactory 4 w Europie? Trochę tak będzie
Koncern Volkswagena połączył siły z SAIC i jej marką MG w segmencie aut osobowych oraz m.in. Fordem w klasie aut dostawczych. Swoją grupę założył też Renault, ale jest w niej na razie sam. Toyota zawiązała współpracę z Mazdą, a Honda dołączyła do FCA i Tesli (źródło, plik PDF).
Teraz Volvo ogłosiło stworzenie własnej grupy wraz z Polestarem. Obie firmy uważają, że bez problemu zmieszczą się w normach emisji, dlatego na współpracę z nimi zdecydował się Ford. Co ciekawe: Volvo dokonało tego wyłącznie hybrydami, bez dostarczenia choćby jednego auta elektrycznego – elektryki jak na razie sprzedaje tylko firma córka, Polestar.
Skład wszystkich grup musi zostać zadeklarowany do końca bieżącego roku.
Zdjęcie otwierające: Volvo XC40 P8 Recharge, jedyny istniejący elektryk Volvo. Jego dostawy mają się rozpocząć do końca bieżącego roku (c) Volvo
