Tesla od dawna pozwala na dostęp do wielu funkcji samochodów z użyciem interfejsów oprogramowania (aktualnie: Owner API, Fleet API, Telemetry API). Przez wiele lat było to dojście nieoficjalne, w tym roku wyłączono dostęp do pierwszego, starego API i uporządkowano dokumentację, co ułatwiło deweloperom zdalne odczytywanie parametrów aut. Producent właśnie podał cennik obsługi wywołań a programiści już mówią, że może to spowodować znaczące podwyżki cen. Albo śmierć takich aplikacji jak TeslaFi, Teslascope, TeslaMate.
Wysokie ceny dostępu do API Tesli
Koszty są następujące: za 1 dolara można 50 razy obudzić samochód, 500 razy odczytać wybrane dane, 1 000 razy wywołać jakieś polecenia lub odebrać 150 000 sygnałów (źródło). Jak wyznał deweloper aplikacji Tessie, każdego roku musiałby zapłacić Tesli 60 milionów dolarów, czyli średnio 5 milionów dolarów, równowartość 20,5 miliona złotych miesięcznie. Aplikacja ma 400 000 użytkowników (źródło).
Twórcy Teslascope z kolei oceniają, że TeslaFi – inna zewnętrzna aplikacja – musiałaby kosztować 4 do 7 razy więcej (źródło). Dziś abonament TeslaFi wynosi 5 dolarów (20,5 zł) miesięcznie netto, więc powinien wzrosnąć do około 82-143 złotych netto miesięcznie. Dodajmy, że to raczej optymistyczne wyliczenia, samo Teslascope musiałoby zapłacić Tesli za obsługę wywołań 7,5 raza więcej niż wynoszą jego miesięczne przychody (źródło). Słowem: funkcjonowanie oprogramowania nie ma szans na spięcie się finansowo bez podniesienia cen, a to może dramatycznie ograniczyć liczbę użytkowników.
Tesla daje programistom 10 dolarów „kredytu” i twierdzi, że powinno to wystarczyć do typowej obsługi dwóch samochodów miesięcznie. Zatem przeciętne odczytywanie danych z jednego auta wymaga co najmniej 5 dolarów miesięcznie. Tymczasem aplikacje pokroju TeslaFi instalują osoby mocno technologiczne, zainteresowane swoimi pojazdami, które chcą znać możliwie dużo technikaliów. To może wygenerować parokrotny wzrost kosztów usługi w samej Tesli i przełożyć się na znacznie wyższy abonament niż 5 dolarów miesięcznie. Szczególnie, jeśli człowiek dużo jeździ i często się ładuje, bo każda zmiana to przepływ dodatkowej informacji („sygnału”).
Na Reddicie już zaczęły pojawiać się głosy, że skoro Tesla chce opłat za dostęp do naszych własnych danych, to powinna płacić właścicielom za wykorzystywanie ich WiFi do przesyłania informacji, w oparciu o które uczy się FSD. Są też sugestie, że chodzi po prostu o zabicie zewnętrznych aplikacji.