W stanie Washington doszło do pożaru Tesli Model S, która była zaparkowana na ulicy. Choć już po pierwszym rzucie oka widać, że samochód palił się od góry, policja założyła, że jest to efekt zapłonu baterii, ponieważ „elektryki mają tendencję do (samo)zapłonów” (źródło). Funkcjonariusze zmienili zdanie dopiero wtedy, gdy zobaczyli nagranie z Sentry Mode / Trybu Wartownika. Widać na nim człowieka z dwoma kanistrami, który oblewa auto jakąś łatwopalną cieczą i – tego się już tylko domyślamy – podkłada ogień.
Pożar Tesli, czyli prosty sposób na wywołanie paniki
Zdjęcia i reportaż na ten temat:
Właściciel Tesli Model S twierdzi, że przyjechał tam w odwiedziny do przyjaciela/przyjaciółki, był więc przypadkowym gościem w okolicy. Z kolei przechodzień musiał zadać sobie odrobinę trudu, skoro zorganizował dwa niewielkie kanistry, napełnił je czymś, przyszedł do samochodu, oblał go i podpalił. Nie był ekspertem od podpalania – strażacy i policjanci wiedzą, że są pewne miejsca, które gwarantują wyższą skuteczność pożaru i większe zniszczenia.
Nie wiadomo, czy na jego decyzję wpłynęła okolica (warto zwrócić uwagę na flagę na balkonie), czy może fakt, że Tesla jest elektrykiem. Marka wywołuje emocjonalne reakcje u nienawistników, od rysowania lakieru i kopania drzwi, aż do – jak widać – podpaleń. Na szczęście auta wyposażone są w Tryb Wartownika nagrywający okolicę w razie incydentów.
Samochody elektryczne, nawet jeśli palą się rzadziej niż spalinowe – według Impact Report 2022 Tesli aż dziesięciokrotnie rzadziej! – to mają niechlubną sławę „ulegających samozapłonom”. Widać to w internecie, każdy pożar autobusu wywołuje pytania „czy to aby nie był elektryk”, przy samochodzie pojawiają się one, kiedy sylwetka auta jest już trudna do rozpoznania. W ostatnich dniach nawet na Elektrowozie mamy napływ anonimowych, nieznanych nam wcześniej kont, które usiłują przemycać skojarzenie elektryk = pożar (przykład).